Zdrajca w samym sercu ukraińskich służb specjalnych. "Ukraina popełniła wielki błąd"

Pracownicy SBU w obwodzie zaporoskim wraz z Państwowym Biurem Śledczym zdemaskowali podpułkownika, który pracował w jednej z jednostek służb specjalnych, a przy tym prowadził działalność wywiadowczą i dywersyjną dla rosyjskich służb specjalnych.

W ciągu ostatnich 11 miesięcy doszło do licznych aresztowań agentów SBU pod zarzutem zdrady stanu. Jedną z najgłośniejszych spraw było zatrzymanie Ołeha Kulinicza, którego Wołodymyr Zełenski wyznaczył w 2020 roku do nadzorowania operacji na Krymie. Z kolei w październiku Ukraina złożyła wniosek o ekstradycję z Serbii Andrija Naumowa, byłego szefa wydziału bezpieczeństwa wewnętrznego SBU, który opuścił kraj na kilka godzin przed rosyjską inwazją. 

SBU udało się zdemaskować zdrajcę we własnych szeregach

Prokuratura Generalna informuje, że podpułkownik SBU potajemnie zbierał informacje oficjalne, stanowiące tajemnicę państwową. W szczególności interesował się schematami rozmieszczenia wojska w obwodzie. Potajemnie zbierał także dane identyfikacyjne swoich współpracowników oraz tajne informacje o materiałach śledztwa w głośnych sprawach.

Za pomocą osobistego telefonu komórkowego fotografował dokumenty, które wysyłał przedstawicielom kraju-agresora za pośrednictwem Telegramu i poczty elektronicznej zarejestrowanej w domenie rosyjskiej. W trakcie przeszukania przy zatrzymanym znaleziono telefony komórkowe, karty SIM rosyjskich operatorów, gotówkę i inne dowody. Wiadomo również, że ma związki rodzinne z przedstawicielami organów ścigania i organów państwowych Rosji.

Dla zatrzymanego podpułkownika SBU przygotowywane jest zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia zdrady stanu. Zgodnie z artykułem przewiduje się za to karę do 15 lat pozbawienia wolności albo karę dożywotniego pozbawienia wolności.

Zobacz wideo Karetka dla Ukrainy. "Pomyślcie o tym, że dziecko spotka się z ojcem w domu. To nie tylko stos żelaza i sprzętu"

Jagun: SBU wymaga oczyszczenia 

Brytyjski "The Guardian", powołując się na generała majora Wiktora Jaguna, który do 2015 roku był zastępcą szefa SBU, pisze o potrzebie gruntownego oczyszczenia służby. Przez długi czas Służba Bezpieczeństwa Ukrainy miała zbyt bliskie relacje z rosyjskimi kolegami z FSB. Jagun twierdzi, że największy atak na obiekt wojskowy pod Lwowem był dokonany dzięki 77-letniemu byłemu agentowi SBU, który przekazał współrzędne.

Ponadto w służbach specjalnych są teraz synowie i córki współpracowników pokolenia, które jeszcze pracowało w sowieckich służbach specjalnych. - Dorastali z tymi samymi wartościami, co ich rodzice - mówi Jagun. - Ukraina popełniła wielki błąd, nie idąc za przykładem krajów bałtyckich po odzyskaniu niepodległości i nie reformując od podstaw służby bezpieczeństwa - dodał.

A fakt, że po inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku na terenach okupowanych pozostało ponad 60 pracowników Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i Prokuratury Generalnej współpracujących z wojskami rosyjskimi, tylko podkreśla skalę penetracji przez Kreml w ukraińskie organy ścigania. Jagun twierdzi, że niektórzy agenci SBU zostali przekupieni lub byli szantażowani, aby pracowali dla Rosji. Niektórzy byli podwójnymi agentami. "Inni po prostu uważają się za Rosjan" - powiedział generał major.