Rosjanie masowo uciekają z regionów w pobliżu frontu. "Wojna zapuka do drzwi każdego agresora"

Mieszkańcy rosyjskich regionów graniczących z Ukrainą uciekają w panice w głąb kraju, donoszą niezależne media. Codziennie kilkadziesiąt osób opuszcza swoje domy, nie mogąc znieść ciągłego napięcia związanego z toczącą się w pobliżu wojną.

W mediach społecznościowych krążą zdjęcia i nagrania przedstawiające wybuchy i wywołane nimi pożary. Niedawno pojawiła się wiadomość o pożarze na dużą skalę w Biełgorodzie. "Magazyn amunicji został wysadzony w powietrze" - poinformowały media.

Szebiekino jest prawie wyludnione

Niedawno pojawiły się doniesienia, że dwie uzbrojone grupy, poruszające się samochodami terenowymi, próbowały przedrzeć się przez ukraińsko-rosyjską granicę w obwodzie biełgorodzkim. Doszło do wymiany ognia. Podobny incydent miał miejsce w tym samym rejonie na początku marca. Odpowiedzialność za atak wzięli na siebie lokalni partyzanci z tzw. Rosyjskiego Korpusu.

Zobacz wideo Prof. Legucka: Putin wywołał wojnę, żeby dać efekt "Krym nasz", ogłosić sukces

Z powodu zagrożenia wojną miasto Szebiekino zostało prawie wyludnione. Rakiety eksplodują na przedmieściach, przelatują nad głowami, czołgi i wozy bojowe codziennie przejeżdżają ulicami, a przystanki autobusowe i witryny sklepowe są obłożone workami z piaskiem, donoszą rosyjskie media. Wydania propagandowe rosyjskich mediów twierdzą, że ostrzał jest najwyraźniej prowadzony przez Siły Zbrojne Ukrainy. Jednak w lokalnych mediach pojawia się coraz więcej nagrań sugerujących, że wystrzeliwane są z terytorium Rosji.

Według niezależnych dziennikarzy w Szebiekino jest coraz mniej ludzi, nie ma pracy i nikt nie może zaznać spokoju. Opozycyjni wobec Kremla komentatorzy twierdzą, że prędzej czy później wojna zapuka do drzwi każdego agresora.

Mieszkańcy Biełgorodu boją się wychodzić do pracy w czynie społecznym z powodu "żółtego" poziomu zagrożenia, donosi kanał Telegramu "Biełgorod.Nowości.Sobytija". Jeden z mieszkańców zwrócił się do gubernatora. Interesowało go, jak zadbają o bezpieczeństwo ludzi i co zrobią z podejrzanymi przedmiotami. Wiaczesław Gładkow ostro zareagował na pytanie i przypomniał, że "subotnik", czyli praca w czynie społecznym, jest akcją dobrowolną. - Jeśli się boisz, nie idź - dodał.

"Subotnik nie będzie miał miejsca wzdłuż granicy i tam, gdzie jest niebezpiecznie, terytorium jest ostrzeliwane i są miny. Czy musimy brać pod uwagę niebezpieczne obiekty? Oczywiście. Wszystko mieści się w ramach zdrowego rozsądku oraz konieczności przeprowadzenia porządków w naszym wspólnym domu - obwodzie biełgorodzkim. Wszyscy niezbędne środki bezpieczeństwa już podjęliśmy" - odpowiedział Wiaczesław Gładkow.

Pożar w rostowskim FSB nie został spowodowany awarią zasilania, ale przez drona

Kierownictwo centrali FSB przeprowadziło śledztwo w Rostowie nad Donem, gdzie 16 marca doszło do wybuchu i pożaru w oddziale granicznym służby. Według portalu "Baza" kierownictwo FSB było niezadowolone z wyników oględzin po wybuchu na ul. Siwersa. Jedna z wersji to zwarcie w sieci elektrycznej, które spowodowało wybuch paliwa i smarów.

Jednak bardziej szczegółowo sprawdzana jest inna wersja — w oddziale granicznym mógł eksplodować dron, który tuż przed tym został odkryty na terytorium obwodu rostowskiego. Pracownicy FBS uznali, że to dron zwiadowczy, zabrali go, odwieźli do oddziału granicznego i najprawdopodobniej sami próbowali zbadać. Jednak podczas demontażu UAV eksplodował, a następnie ogień rozprzestrzenił się na magazyn. Zginęło trzech pracowników.