Biełgorod. Mieszkańcy są oburzeni, że władze zapomniały o tej części Rosji. "Nie mogą przyznać"

Atak na Biełgorod. Legion "Wolność Rosji" i Rosyjski Korpus Ochotniczy deklarują wyzwalanie obwodu biełgorodzkiego, władze miejscowe mówią o "ukraińskich dywersantach" i podejmują próby ewakuacji mieszkańców. Jednak większość osób próbuje samodzielnie opuścić region. Skarżą się na władze, które nie przygotowały się na takie sytuacje.

Rosyjski serwis informacyjny Meduza (mający siedzibę na Łotwie) udostępnił publikację spółdzielni niezależnych dziennikarzy Bereg, która komunikowała się z mieszkańcami obwodu biełgorodzkiego.

Дивись відео Ważny apel gen. Tomasza Piotrowskiego. "Przeciwnik tylko na to czeka"

Mieszkańcy Grajworona: Władze nie chcą przyznać się do błędów

Rankiem 22 maja na stronie gubernatora Wiaczesława Gładkowa w VKontakte (sieć jest zakazana na Ukrainie) zaczęły pojawiać się komentarze ze skargami mieszkańców Grajworona o zniszczonych podczas ostrzału domach i samochodach. Niektórzy próbowali dowiedzieć się coś o krewnych ze wsi Kozinka, z którymi nie było kontaktu. Sztab Generalny Biełgorodu poprosił o sprecyzowanie danych kontaktowych i napisał, że "służby specjalne podejmują wszelkie działania". Obiecał też, że "jak tylko zmieni się sytuacja operacyjna, informacja zostanie natychmiast przekazana ludności".

Katierina, mieszkanka Grajworona, rankiem była w domu. Według niej ostrzał rozpoczął się około dziewiątej: ludzie słyszeli odgłosy eksplozji i widzieli dym na niebie. Jednocześnie nie było zwykłych ataków odwetowych ze strony rosyjskiego wojska, a także oficjalnych informacji władz o tym, co się dzieje. Musiała czytać kanały Telegramu.

Gdy w środku dnia rodzina usłyszała karabinowe serie i strzelanie z broni pokładowej wozów bojowych piechoty, "dosłownie na sąsiedniej ulicy", pojechali samochodem do Biełgorodu, po drodze ciągle słyszeli wybuchy. Kolejki przy wjeździe do Biełgorodu były ogromne.

Według kobiety część miejscowych mieszkańców zdecydowała się nie ewakuować, ale siedzieli w piwnicach. Później Katierina chciała wrócić do Grajworona, bo zostawiła tam zwierzęta, ale nie pozwolono jej jechać do miasta, droga była zablokowana. "Władzy odpowiadają na nasze apele, ale nic nie mówią, jak się należy. Rozumiem, że nie mogą przyznać się do tego, że tkwią w gównie, ale my też musimy coś rozumieć" - mówi oburzona Rosjanka.

Biełgorod: "Wcześniej wydawało mi się, że wojna jest daleko, ale jest tutaj"

Mieszkanka Maria mówi: już latem 2022 roku zdała sobie sprawę, że "teraz w Biełgorodzie może coś przylecieć o każdej porze", a fragment zestrzelonego pocisku może spaść "na twój dom". "Teraz po prostu boję się przejść przez Biełgorod i patrzeć na okna zaklejone taśmą w kształcie śnieżynki (w ten sposób mieszkańcy próbują chronić się przed potłuczonym szkłem podczas ostrzałów — red.). Ludzie boją się, że coś może wlecieć do ich domu" — mówi kobieta.

Inga z Biełgorodu mówi, że kwestionuje rosyjską inwazję na Ukrainę, choć nie demonstruje tego publicznie. Niedawno była w Mariupolu "w podróży służbowej" i po zobaczeniu zniszczonego miasta zaczęła się obawiać, że ten sam los spotka Biełgorod. "Wcześniej wydawało mi się, że wojna jest daleko, teraz jest bardzo blisko, w naszym obwodzie" — mówi mieszkanka.

Według Ingi, na tle ciągłych ataków na region, zaczęła zauważać, że wśród mieszkańców miasta "pojawiają się nastroje separatystyczne": ludzie nie rozumieją, dlaczego są w Rosji i nie są chronieni.

"Na przykład kanał telewizyjny Rosja 24 poświęcił sytuacji w regionie tylko 25 sekund czasu antenowego. Zamiast tego długo mówili o tym, jak Rosja 'pięknie walczy' na Ukrainie. "Przepraszam, ale my w Biełgorodzie walczymy nie bardzo ładnie. Mieszkańcy są ciekawi, dlaczego nie chroni ich rosyjska armia?" — pyta Inga. Iryna z Biełgorodu, która też sprzeciwia się rosyjskiej inwazji, mówi, że miejscowi zaczęli ostatnio zarzucać rosyjskim władzom, że "trochę zapomniały, że nasz obwód jest również częścią Rosji".

ПОПУЛЯРНІ
ОСТАННІ