Його хату зруйнували росіяни, він місяць жив у вуличному туалеті. Історія пенсіонера з Чернігова

Tekst w dwóch językach. Zewnętrzna toaleta to jedyna budowla, która ocalała na podwórku 64-letniego Wasyla Prymaczenki po ostrzale artyleryjskim dokonanym przez okupantów w Czernihowie. Toaleta służyła mężczyźnie za mieszkanie przez prawie miesiąc. Вулична вбиральня - єдина споруда, що вціліла на обійсті 64-річного Василя Примаченка після артилерійського обстрілу окупантами у Чернігові. Туалет майже місяць слугував чоловікові за житло.

Дружина Василя Миколайовича, донька та двоє онуків з початком повномасштабного російського вторгнення виїхали до Польщі, а згодом перебралися у Німеччину. Він же вирішив зостатися, щоб пильнувати обійстя, де прожив понад чотири десятки років. 

Лихо сталося 20 березня. Ворог накрив інтенсивним вогнем приватний сектор мікрорайону Бобровиця, що на околиці обласного центру. Тут не було жодного військового об’єкта чи споруд стратегічного призначення. Рашисти бомбили з літаків, гатили з систем залпового вогню і гармат. 

"Саме в цей момент мені потрібно було справити природні потреби, — розповідає пан Василь. — Щойно зайшов довбиральні коло хати, як пролунав потужний вибух, аж усе навколо здригнулося. Осколки влучили й у стіни туалету. На щастя, мене не поранило, тільки контузило". 

Коли все вщухло, чоловік вийшов надвір, і від побаченого, каже, серце стиснулося від болю. Хата, хлівчик та гараж були рознесені вщент, палали. 

Прихисток чоловікові надали сусіди, хата яких уціліла. Але через тиждень до них приїхали родичі. Місця для всіх не вистачало. Довелося виселитися. 

"Йти було нікуди, тому вирішив повернутися на власне обійстя, — продовжує співрозмовник. — Попросив у волонтерів декілька ковдр, подушки, вигріб із завалів будинку те, що залишилося з теплих речей, і став жити у дерев’яній вбиральні, яку спорудив незадовго до війни, — ще навіть не встиг нею скористатися за призначенням. Спав скоцюрбившись. 

Можете уявити, як при моєму зрості 170 сантиметрів поміститися в кабінку розміром 120х120 сантиметрів. Хоч і звик спати у ЗІЛах і ГАЗонах сидячи (усе життя працював водієм і постійно їздив у відрядження), але тут до ранку ноги затерпали, а від холоду не відчував усього тіла. Щойно з’являлося сонечко, виходив надвір грітися". 

Зі зруйнованого будинку вибрав декілька цеглин, виклав своєрідну пічку, знайшов у завалах каструлю та чайник і в них запарював чай, варив макарони швидкого приготування, якісь страви з продуктів, які отримував на пунктах видачі допомоги. 

Коли про чоловіка, який живе у вбиральні, дізналися волонтери, запропонували переселитися. Але він навідріз відмовлявся, бо не хотів нікому завдавати клопоту. 

"Дідусь Василь — скромна людина, — каже Олег Бібіков, голова благодійного фонду. — Ледве вмовили його перебратися у дитячий садок, який нині пустує. Йому виділили окрему кімнату". 

"Порівняно з тим, як жив у туалеті, тут умови комфортні, можна у теплі спати досхочу, читати чи радіо слухати", — каже Василь Примаченко. 

Микола ЗАВЕРУХА

***

Żona, córka i dwoje wnuków pana Wasyla wyjechały do Polski na początku inwazji rosyjskiej na pełną skalę, a później przeniosły się do Niemiec. On jednak postanowił zostać, aby opiekować się domem, w którym mieszkał przez ponad cztery dekady - pisze ogólnoukraińska gazeta Expres.

Katastrofa wydarzyła się 20 marca. Nieprzyjaciel rozpoczął intensywny ostrzał cywilnego osiedla Bobrowyca na obrzeżach miasta. Nie było tu obiektów wojskowych ani strategicznych. Raszyści bombardowali domy z samolotów, strzelali z systemów artylerii rakietowej i armat.

- Akurat wyszedłem za potrzebą - opowiada pan Wasyl. - Gdy tylko wszedłem do toalety koło domu, rozległ się potężny wybuch i wszystko wokół mnie zadrżało. Odłamki uderzyły również w ściany toalety. Na szczęście nie zostałem ranny, ale doznałem kontuzji.

Gdy wszystko się uspokoiło, mężczyzna wyszedł na zewnątrz i serce mu zamarło. Dom, stodoła i garaż - wszystko zostało zniszczone.

Schronienie zapewnili mężczyźnie sąsiedzi, których dom ocalał. Ale tydzień później przyjechali do nich krewni. Miejsca dla wszystkich nie starczyło. Wasyl musiał się wyprowadzić.

- Nie było dokąd pójść, więc postanowiłem wrócić na własnego podwórka – kontynuuje rozmówca. – Poprosiłem wolontariuszy o kilka koców, poduszek, odkopałem z gruzów domu to, co ocalało i zacząłem mieszkać w drewnianej toalecie, którą zbudowałem na krótko przed wojną. Nawet nie zdążyłem użyć jej zgodnie z przeznaczeniem. Wieczorami kuliłem się w środku i zasypiałem.

- Czy możecie sobie wyobrazić, jak przy moim wzroście 170 centymetrów zmieścić się w kabinie  120x120 centymetrów - opowiada mężczyzna. - Chociaż w ZIŁ-ach i GAZ-ach przyzwyczaiłem się sypiać na siedząco (przez całe życie pracowałem jako kierowca i ciągle jeździłem w delegacje), ale tutaj do rana miałem zdrętwiałe nogi i z zimna nie czułem całego ciała. Gdy tylko wschodziło słońce, wychodziłem na zewnątrz, aby się ogrzać.

Ze zrujnowanego domu Wasyl wybrał kilka cegieł i zrobił sobie coś w rodzaju pieca. Znalazł też w gruzach garnek i czajnik, i zaparzał w nich herbatę, gotował makaron, czy dania z produktów, które otrzymywał w punktach pomocy.

Kiedy wolontariusze dowiedzieli się o mężczyźnie mieszkającym w toalecie, zaproponowali mu nocleg. Ale on stanowczo odmówił, ponieważ nie chciał nikomu przeszkadzać.

- Dziadek Wasyl to skromny człowiek - mówi Oleg Bibikow, szef organizacji charytatywnej. - Ledwo dał się namówić na przeprowadzkę do przedszkola, które jest teraz puste. Dostał osobny pokój.

- W porównaniu z tym, jak mieszkałem po ostrzale, tutaj warunki są komfortowe, można w cieple spać do woli, czytać lub słuchać radia – cieszy się Wasyl Prymaczenko.

Autor: Mykoła Zawerucha