Історія кохання бійця з "Азовсталі". "Якщо я повернусь, обіцяю: ми повінчаємося"

Такі слова написав своїй коханій боєць Юрій Клименко, перебуваючи на заводі "Азовсталь". Він до останнього захищав Маріуполь, отримав поранення і понад місяць перебував у полоні росіян. Проте виконав обіцянку - повернувся з полону й обвінчався зі своєю коханою. TEKST PUBLIKUJEMY W JĘZYKU POLSKIM I UKRAIŃSKIM. Ukrayina.pl opisujue historię obrońcy Mariupola i Azowstalu. - Raz dziennie zmieniano "bandaże" z jakiejś szmaty. Cierpiałem, zgrzytając zębami. Spędziłem w niewoli 40 dni - mówi Jurij Kłymenko. Jego historia ma jednak szczęśliwy finał.

36-річний Юрій і 30-літня Вікторія познайомились у 2014-му. Це було кохання з першого погляду. "Тому вже на другий день після знайомства ми стали жити разом, — каже чоловік. — Пізніше моя кохана завагітніла, в нас народилася донечка Софія. Ми вирішили офіційно розписатись, але не повінчалися..." Згодом Юрій записався до лав ЗСУ. Уклав контракт на три роки й був у складі 56-ї окремої мотопіхотної Маріупольської бригади. Після 24 лютого тримав оборону міста. 

 Їхня бригада потрапила під обстріл, а військову частину повністю зруйнували. Тоді Юрій зробив відчайдушний крок і вирішив воювати з росіянами у складі полку "Азов". "Два місяці ми героїчно тримали оборону. Дружина не знала, де я, — каже боєць. — Я написав на картоні першу записку: "Кохана, якщо я повернусь, обіцяю, ми одразу обвінчаємось. Цілуй доньку, люблю!" Побратими зробили фото й надіслали їй у телеграмі". 

Боєць до кінця травня залишався у Маріуполі. Попри те, що запаси води, їжі й медикаментів закінчувалися, його сталевий дух ніщо не могло зламати. Юрій Клименко разом із іншими оборонцями переховувався у бункері на "Азовсталі". До кінця не хотів здаватися. Проте представники Червоного Хреста, маючи певні домовленості з росіянами, пообіцяли евакуацію. 

"Тільки ми покинули укриття, нас тут же накрили обстрілами й випустили з дрона бомбу. Багато хлопців загинуло. Я отримав осколкові поранення. Мав 30% опіків шкіри. І після цього удару треба було ще 50 хвилин іти пішки та дістатися місця, де був Червоний Хрест і звідки проводилась евакуація, — пригадує Юрій. — Потім нас доправили в донецьку лікарню. Там було приблизно 170 "трьохсотих" і всі — з "Азовсталі". Медичну допомогу надавати не поспішали. Знеболювальних не було. Раз на день робили перев’язки якоюсь ганчіркою... Я терпів, зціпивши зуби... 40 днів провів у полоні. 

А 29 червня сталося диво. Я потрапив до списку обміну та був звільнений. Коли приїхав у Запоріжжя, попросив у перехожого телефон і набрав свою кохану. Дружина, почувши мій голос, довго плакала, не могла повірити, що це я. Весь цей час вона шукала мене, подавала в розшук і молилась, аби я був живим". 

Певний час Юрій Клименко перебував у шпиталі в Дніпрі. А нещодавно вирішив разом з Вікторією скласти шлюбну обітницю перед Богом. 

Нині Юрій проходить реабілітацію після отриманих поранень та опіків. "А після одужання планую знову захищати нашу Україну", — додає боєць. 

Леся РОДІНА

Дивись відео Karetka dla Ukrainy. "Pomyślcie o tym, że dziecko spotka się z ojcem w domu. To nie tylko stos żelaza i sprzętu"

Powiedział jej: „Jeśli wrócę z wojny, obiecuję: zaraz się pobierzemy"

Takie słowa napisał żołnierz Jurij Kłymenko do swojej ukochanej, gdy był w hucie Azowstal. I dotrzymał obietnicy. Jurij Kłymenko do końca bronił Mariupola, został ranny i przez ponad miesiąc był w niewoli u Rosjan. Spełnił jednak obietnicę – wrócił z niewoli i wziął ślub z ukochaną.

36-letni Jurij i 30-letnia Wiktoria poznali się w 2014 roku. To była miłość od pierwszego wejrzenia. - Dlatego następnego dnia po naszym spotkaniu zaczęliśmy mieszkać razem – mówi mężczyzna. - Później moja ukochana zaszła w ciążę, urodziła się córka Sofija. Zdecydowaliśmy się wziąć ślub cywilny, ale nie poszliśmy do ołtarza - dodaje. Następnie Jurij wstąpił w szeregi Sił Zbrojnych Ukrainy. Podpisał kontrakt na trzy lata i trafił do 56. oddzielnej mariupolskiej zmotoryzowanej brygady piechoty. 24 lutego stanął do obrony miasta.

Jego brygada trafiła pod ostrzał, a jednostka wojskowa została doszczętnie zniszczona. Wtedy Jurij zdecydował się na desperacki krok i postanowił walczyć z Rosjanami w pułku Azow. - Przez dwa miesiące bohatersko się broniliśmy. Moja żona nie wiedziała, gdzie jestem – mówi wojskowy.


- Pierwszą kartkę do niej napisałem na tekturze: "Kochanie, jeśli wrócę, obiecuję, że zaraz się pobierzemy. Ucałuj córkę, kocham cię!". - Koledzy zrobili zdjęcie i wysłali zdjęcie na jej telefon - dodaje.

Wojownik pozostawał w Mariupolu do końca maja. Pomimo tego, że kończyły się zapasy wody, żywności i lekarstw, nic nie mogło złamać ich oporu. Jurij Kłymenko wraz z innymi obrońcami ukrywał się w bunkrze w Azowstalu. Do końca nie chciał się poddawać. Jednak przedstawiciele Czerwonego Krzyża, mając pewne porozumienia z Rosjanami, obiecali ewakuację.

 "Gdy tylko opuściliśmy schron, od razu zostaliśmy objęci ostrzałem, z drona wystrzelono pocisk w naszą stronę. Wielu chłopców zginęło. Miałem rany odłamkowe. Miałem 30 proc. poparzeń skóry. A po tym uderzeniu trzeba było iść przez kolejnych 50 minut, aby dotrzeć do miejsca, w którym znajdował się Czerwony Krzyż i skąd przeprowadzono ewakuację - wspomina Jurij. - Potem zabrano nas do szpitala w Doniecku. Było około 170 rannych i wszyscy z Azowstalu. Nikt nie spieszył się z udzieleniem pomocy medycznej. Nie było środków przeciwbólowych. Raz dziennie zmieniano "bandaże" z jakiejś szmaty... Cierpiałem, zgrzytając zębami... Spędziłem w niewoli 40 dni".

A 29 czerwca zdarzył się cud. "Zostałem wpisany na listę wymiany i wkrótce zwolniony. Kiedy przybyłem do Zaporoża, poprosiłem przechodnia o komórkę i zadzwoniłem do ukochanej. Żona słysząc mój głos długo płakała, nie mogła uwierzyć, że to ja. Cały czas mnie szukała, zgłaszała się o moje zaginięcie i modliła się, żebym żył".

Jurij Kłymenko przez pewien czas przebywał w szpitalu w Dnieprze. A niedawno wraz z Wiktorią postanowił złożyć przysięgę małżeńską przed Bogiem. Teraz Jurij przechodzi rehabilitację po urazach i poparzeniach. "A po wyzdrowieniu planuję ponownie bronić naszej Ukrainy" – dodaje żołnierz.

Łesia RODINA