Polscy rolnicy protestują w ponad 100 miastach w całej Polsce, w tym przy granicy z Ukrainą. Sprzeciwiają się napływowi ukraińskiego zboża i regulacjom unijnym, które przewiduje Zielony Ład. Emocje rolników sięgają zenitu, a na transparentach poza antyukraińskimi hasłami pojawią się też prorosyjskie. Jak to ostatnie wezwania do Putina, żeby "zrobił porządek z Ukrainą, Brukselą i rządem w Polsce", które zostały uwiecznione przez polskiego fotografa Grzegorza Celejewskiego. Autor baneru został zatrzymany. Sprawą zajmuje się policja. Choć podobnych spraw jest dużo więcej, a protest rolników ma trwać do kwietnia, kiedy to w Polsce mają się odbyć wybory samorządowe. Większość Ukraińców nie rozumie ani formy tego protestu, ani haseł, które na nim się pojawiają. Co więc mówią na ten temat w Ukrainie?
Ukraińcy pamiętają, że od podobnych wezwań do Putina (jak to na zdjęciu) zaczęła się rosyjska inwazja na Donbas. Rosjanie rzucili się "ratować" mieszkańców Ługańska i Doniecka, bo ich "wezwali". Rosyjska doktryna wojenna od dekad przewiduje takie interwencje. Jak pokazuje dwuletnia inwazja pełnowymiarowa na Ukrainę, powód Rosja zwykle wymyśla sama.
Wiedzieliśmy, że byli to prorosyjscy prowokatorzy, którzy mieli zrobić ten spektakl, aby dać Kremlowi pretekst do ataku. Miała to też być wymówka Putina dla Zachodu, że przecież oni sami nas poprosili, żebyśmy ich ratowali przez ukraińską opresją. Niestety Kijów wtedy nie zareagował tak, jak byśmy chcieli. Po kilku dniach opuściłam Ługańsk, bo wjechały tam rosyjskie czołgi
- wspomina Liza Sidorova, mieszkanka Ługańska, która obserwowała to na własne oczy w 2014 roku.
Po pierwsze, protesty były też w innych krajach, graniczących z Ukrainą - np. w Rumunii i w Bułgarii. "Tam jednak nie przekształciły się one w wojnę gospodarczą, bo zostały podpisane umowy dwustronne" - wspomina ukraiński deputowany Mychajło Pożywanow. Ukraińcy pamiętają, jak Donald Tusk w trakcie swojej wizyty w Kijowie ponad miesiąc temu zapowiedział podpisanie podobnej umowy z Ukrainą, ale na razie w tej sprawie trwają negocjacje. "Prace techniczne z Ukrainą trwają, ale nie ukrywam, że są trudne" - powiedział dziś w Sejmie minister rolnictwa Polski dziennikarce TVN24.
Po drugie, ukraińską przestrzeń medialną zdominowały antyukraińskie hasła na transparentach polskich rolników. Szerokim echem odbiło się zdjęcie z wysypanym przez polskich rolników ukraińskim zbożem. Najpierw wysypano go z tirów, a potem z wagonów pociągu, który tranzytem przewoził towar przez Polskę z Ukrainy do Niemiec. Wzbudziło to masowy niepokój i społeczne niezadowolenie, którego nie ukrywali nawet apolityczni ukraińscy blogerzy i prowadzący wiadomości. Niektórzy mówią, że zboże jest dla Ukraińców jak Koran dla muzułmanów. "Po trzech epizodach Wielkiego Głodu, wywołanego w Ukrainie przez Rosję, zboże to nasza świętość. Dlatego każde zdjęcie, gdzie ktoś nam to niszczy powoduje w nas ogromny ból" - tłumaczy Sofia Krapka, mieszkanka Kijowa, która jest pasjonatką ukraińskiej historii i etniczności.
Z ukraińskich telewizorów grzmią głosy, że "blokowanie granicy z państwem, które toczy wojnę, jest niedopuszczalne". Żołnierze pokazują przypadki, kiedy sprzęt wojskowy utknął i nie dotarł na czas. Prawdopodobnie z tych nastrojów społecznych wywodzi się ostrzejszy ton prezydenta Zełenskiego, który zapowiedział, że osobiście pojedzie na granicę z Polską w II rocznicę wojny 24 lutego i wezwał do tego samego Donalda Tuska i Andrzeja Dudę. "To jest bezpieczeństwo narodowe. Nie możemy tego odkładać. Najbliższe dni dają nam na to szansę" - powiedział prezydent Ukrainy w orędziu, w którym dziękował milionom Polaków za ich wsparcie.
Kilka moich znajomych z Kijowa pytało mnie, dlaczego premier Tusk unika tego tematu. Mówili, że liczyli na to, że polski premier potępi antyukraińskie prowokacje. "Boję się, że Polska nas zostawia" - powiedziała mi babcia, która uciekła do Warszawy przed wojną i do dziś w Ukrainie opowiada koleżankom, jak pięknie Polacy odbudowali Warszawę po wojnie i że daje to jej nadzieję, że ukraińskie miasta tak samo powstaną z popiołów.
Słyszymy, że kryzys zbożowy w Europie jest wywołany przez Rosję. Przeanalizowałam kilka odcinków ukraińskich wiadomości o zbożu. Niestety nie wszystkie media w Ukrainie zdały egzamin z rzetelnego informowania o problemie czy nawet blokadzie granicy przez polskich rolników. Część prowadzących państwowych mediów zamiast łagodzić napięcie, ulegała emocjom. Pozwalali sobie też na subiektywne komentarze. Przez kilkanaście godzin Ukraińcom w kółko pokazywano antyukraińskie incydenty w Polsce, które sprawiały wrażenie, że ten protest nie jest protestem rolników, tylko antyukraińskich Polaków, którzy chcą aby Ukraińcy wyjechali z Polski. Po czym ciężko było z ich perspektywy zrozumieć, co jest tak naprawdę powodem tych protestów rolników.
Za tym na pewno stoją Rosjanie. Przecież Polacy to nasi przyjaciele. Nigdy by na to sami nie wpadli
- usłyszałam od znajomej ze Lwowa.
Nikt nie ma złudzeń, że pierworodną przyczyną kryzysu zbożowego jest agresja Rosji na Ukrainę, która zdestabilizowała rynki rolne w Europie. Rosyjskie wojsko do dziś blokuje ukraińskie porty i ostrzeliwują ukraińskie statki na Morzu Czarnym. Mimo to, Kijów eksportuje większość zboża drogą morską. Reszta jedzie koleją do Europy, a potem do państw Afryki lub Azji. Tak miało być. Nie zawsze tak było. Ale wypadałoby pokazywać Ukraińcom więcej prawdy o tym, co się w Polsce dzieje. Nie ulegając przy tym zbędnym emocjom lub rosyjskiej propagandzie, która również w ostatnich tygodniach temat podsyca w mediach społecznościowych.
Jak informują ukraińskie media rządowe, przez Polskę obecnie przejeżdża zaledwie 5 proc. ukraińskich towarów rolnych do państw trzecich. "Od wybuchu wojny do Polski wjechało blisko 4 mln ton zboża z Ukrainy. To za mało, aby twierdzić, że Polska została zalana ukraińskim zbożem. Polska jest dla nas krajem tranzytowym" - mówią eksperci w ukraińskich mediach.
Przeciętny Ukrainiec nie wie, czemu jest winien. Nie może uwierzyć, że blokada granicy może trwać miesiącami, jak zapowiadają to rolnicy. Nie wierzą, że protesty rolników mogą wygrać z bezpieczeństwem czy ogólnopolską solidarnością
- mówi ukraiński dziennikarz Pawel Novikov w raniu NV.
Blokada polsko-ukraińskiej granicy jest na rękę Moskwie, która chce wbić klin pomiędzy naszymi narodami. Polscy politycy nie są zainteresowani rozwiązaniem problemu przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi i znów wykorzystują kartę ukraińską w kampanii
- mówił były ambasador Ukrainy w Polsce Andrii Deszczyca na antenie stacji Kijów 24.
Ukraińskie media ostatnio obiegła informacja opublikowana na łamach Washington Post o tym, że Rosja zwiększa wydatki na propagandę w Europie. Inwestuje miliardy rubli w to, żeby zohydzić Ukraińców w Niemczech, Francji, Polsce czy Wielkiej Brytanii. Jeden internetowy troll za szerzenie nienawiści w komentarzach na profilach w mediach społecznościowych dostaje od kremlowskich kuratorów 600 dolarów miesięcznie. Spróbujcie napisać jeden post o blokadzie na platformie X, a sami się przekonacie, jak to działa.
Kryzys zbożowy poza tym, że stał się realnym problemem dla rolników w Europie jest też tematem, podgrzewanym przez Kreml. W Ukrainie powszechne jest przekonanie, że protesty rolników są inicjowane przez Rosję i stanowią element wojny hybrydowej przeciwko państwom europejskim. Ukraińskie media szukają potwierdzenia tej tezy i często cytują szefa czeskiego rządu.
Protesty rolników w Pradze mają niewiele wspólnego z walką o warunki dla rolników i organizują je ludzie, którzy nie kryją swojego poparcia dla Rosji. Rozmawiamy tylko z tymi, którzy naprawdę reprezentują rolników i wspólnie z nimi omawiamy problemy w naszym rolnictwie
- napisał czeski premier Petr Fiała.
Od dwóch tygodni (jako polsko-ukraińska dziennikarka) chodzę po ukraińskich mediach i tłumaczę powody protestów polskich rolników na granicy z Ukrainą. Przypominałam im, jak wiele dobrego zrobili Polacy na początku wojny. O polskich medykach na froncie, o wolontariuszach czy ochotnikach, którzy ryzykują życiem, żeby wesprzeć ukraińską walkę z napaścią rosyjską. Twierdziłam, że kilka incydentów z rozsypanym zbożem i kilka prorosyjskich transparentów nie przekreślą polskiej solidarności. Uspokajałam, że Warszawa jest dalej sojuszniczką Kijowa. Nie wiem, jak wielu z nich przekonałam. Nie wiem też, czy premier Donald Tusk i prezydent Andrzej Duda przyjmą zaproszenie Zełenskiego i przed II rocznicą wielkiej wojny Rosji z Ukrainą spotkają się z nim na polsko-ukraińskiej granicy.