W Kijowie w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego rankiem 21 marca rannych zostało 13 osób, w tym dziecko. Władze informują również o zniszczeniach w kilku okolicach stolicy Ukrainy. Siły Powietrzne Sił Zbrojnych Ukrainy podały, że w nocy Rosjanie zaatakowali Kijów dwiema rakietami balistycznymi "Iskander-M"/ "Kindżał" i 29 rakietami manewrującymi. Według oficjalnych danych podczas ataku siły ukraińskie zestrzeliły wszystkie rosyjskie rakiety. Pożary i pozostałości rakiet odnotowano w trzech dzielnicach miasta, m.in. w przedszkolu, budynku mieszkalnym i stacji transformatorowej. W jednej z dzielnic miasta uszkodzony został wielopiętrowy budynek mieszkalny, fala uderzeniowa wybiła okna, mieszkańców ewakuowano.
Po 44 dniach przerwy Federacja Rosyjska po raz kolejny zaatakowała Kijów rakietami. Alarm lotniczy w stolicy trwał prawie trzy godziny. Po skomplikowanych manewrach w sąsiednich regionach rakiety wleciały do stolicy Ukrainy jednocześnie z różnych kierunków. "O drugiej w nocy zobaczyłam wiadomość, że w punkcie Olenya fiksują ruch rosyjskich samolotów i zrozumiałam, że może być głośno. Około godziny 4.00 obudziłam się przez alarmy i przeczytałam informacje o wystrzeleniu rakiet. O godzinie 5:00 były już eksplozje, słyszałam niedaleko lecącą rakietę" - mówi Alina Vasylchenko, dziennikarka Ukrayina.pl, która podczas ataku Rosjan przebywała w Kijowie. "Widziałam, jak działa ukraińska obrona przeciwlotnicza. Uniosła się kolumna dymu. Ukrywałam się w metrze. Po drodze do schronu słyszałam też, jak działa system obrony powietrznej. Były głośne eksplozje" – dodaje.
W metrze ukrywała się także mieszkanka Kijowa Maria Semenchenko. W rozmowie z Ukrayina.pl mówi, że rosyjskie rakiety co chwilę zmieniały kierunek, ale było już jasne, że polecą na Kijów. "Wszystko zaczyna się od alarmu powietrznego i wiadomości, że w Rosji wystartowało kilkanaście samolotów. Od tego momentu mamy kilka godzin do rozpoczęcia ataku. Od razu przenieśliśmy się z dzieckiem na korytarz, z dala od okien. Gdy rozległo się kilka głośnych eksplozji – nasza obrona przeciwlotnicza zaczęła działać – szybko zebraliśmy się i udaliśmy się do najbliższego metra" – dodaje.
W metrze już byli ludzie. Spali, siedzieli na schodach, przytulali swoje zwierzaki. Siedzieli cicho i przeglądali wiadomości, ktoś drzemał. Dzieci, mimo wczesnej pory, schronu i odgłosów obrony przeciwlotniczej, bawiły się. Od czasu do czasu ktoś czytał, gdzie spadły ułamki rakiety, gdzie płonęły samochody.
"Do masowych rosyjskich ataków nie można się przyzwyczaić. Za każdym razem, gdy nad domem gwiżdże rakieta, po plecach przebiegają dreszcze. Ten gwizd i szelest rakiety to dosłownie odgłos śmierci lecącej właśnie za kimś. Jest całkiem możliwe, że za tobą. Nie da się przyzwyczaić do myśli, że chcą cię zabić. Ciebie, twoją rodzinę, znajomych. Nie da się do tego przyzwyczaić, nie da się tego pojąć, ale taka jest nasza rzeczywistość" – powiedziała Maria Semenchenko.
W jednej z dzielnic stolicy Ukrainy uszkodzony został wielopiętrowy budynek mieszkalny, fala uderzeniowa wybiła okna, a mieszkańców ewakuowano. Głowica rakiety spadła na podwórze budynku mieszkalnego. Kobieta, której kuchnia została zniszczona, napisała na poczerniałej ścianie "Chwała Ukrainie", w jej kuchni znajdowała się część rakiety. Nagranie opublikowali korespondenci Radia Swoboda.
Korespondenci pokazali także prawosławny kościół św. Mikołaja. W wyniku ataku Federacji Rosyjskiej zostały wybite okna i drzwi, uszkodzeniu uległ krucyfiks.