Ukraińska fundacja UAnimals co miesiąc ewakuuje od 15 do 300 zwierząt z terenów przyfrontowych. Wpływają do nich tysiące wniosków z prośbą o pomoc. A ta nie ustaje od ponad dwóch lat. Przedstawiciele fundacji mówią, że z miesiąca na miesiąc mają coraz więcej pracy. - Sytuacja na froncie staje się coraz bardziej skomplikowana. Pojawia się coraz więcej miejsc, gdzie trwa ewakuacja mieszkańców. Opuszczając swoje domy często chcą zabrać ze sobą także zwierzęta.
- Najwięcej zgłoszeń otrzymujemy z obwodu donieckiego. Ostatnio wzrosła liczba chętnych, którzy chcą ewakuować zwierzęta z obwodu charkowskiego, a także z obwodu sumskiego - mówi w rozmowie z nami Nina Neronowa, ratowniczka zwierząt i menadżerka fundacji UAnimals.
Pracownicy UAnimals nie mają żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o ewakuację zwierząt. Próbują ocalić każde istnienie. Najczęściej z przyfrontowych miejscowości wywożone są zwierzęta domowe, czyli koty i psy. Ale często zdarzają się także krowy, kozy, owce czy ptaki. Wolontariusze nieraz musieli wywozić do bezpieczniejszych miejsc całe pasieki z pszczołami, bo o to prosili ich właściciele.
Zdarzały się przypadki, że rodziny na swoich podwórkach miały też dzikie zwierzęta, takie jak jaguary czy lwy. Kiedy ukraińscy żołnierze dostają rozkaz ewakuacji cywilów to proszą wolontariuszy o wywiezienie także zwierząt. Dzieje się tak przed tym, jak ma dojść tam do walk.
Ratowniczka UAnimals mówi, że ich fundacja od początku wojny ewakuowała już setki koni, osłów, świń i lemurów. Choć najwięcej pracy mają wciąż przy ewakuacji kotów i psów.
Są często porzucone i odwodnione. Niektóre zwierzęta są ranne
Przedstawicielka fundacji wspomina, jak pewnego razu dostała zgłoszenie od żołnierza z obwodu donieckiego, do którego często przychodziła krowa. Karmił ją, ile mógł, ale kiedy sytuacja stała się niebezpieczna poprosił wolontariuszy o wywiezienie krowy do jego bliskich.
Zwierzę się do niego przywiązało. Ciężko było mu się z tą krową rozstać. Widział w niej przyjaciela
Wspomina, że niektórzy mieszkańcy ukraińskich wiosek prosili UAnimals o ewakuację świń czy owiec, które hodowali przed wojną.
Ratownicy zwierząt zbierają wnioski ze wszystkich regionów Ukrainy, a potem oceniają swoje możliwości i wyznaczają trasę, aby dotrzeć na miejsce ewakuacji jak najszybciej. Przed wyjazdem dzwonią do wojskowych, żeby sprawdzić poziom bezpieczeństwa. Potem kontaktują się ze schroniskami lub rodzinami, które mogą przyjąć takie zwierzęta, jak psy, koty, kozy, kurczaki czy krowy.
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, kiedy ludzie proszą nas o zabranie zwierzęcia do ich krewnych lub przyjaciół. Jest jednak też wiele bezdomnych zwierząt, które w pierwszej kolejności zabieramy do weterynarza, gdzie są leczone i szczepione
Podczas wyjazdów ekipa robi kilka przystanków. Mają ze sobą karmę. Zatrzymują się. Karmią zwierzęta i dają im chwilę odpocząć przed ewakuacją. W każdym samochodzie wolontariusze mają apteczki weterynaryjne.
Ratowniczka Nina Neronowa w rozmowie z nami wspomina najtrudniejszą akcję ewakuacyjną w jej życiu. Miała miejsce w Awdijiwce pod Donieckiem, kiedy była ostrzeliwana, ale jeszcze nie została całkowicie zajęta przez Rosjan.
Ta podróż była przerażająca i trudna emocjonalnie. Dostaliśmy pozwolenie na wjazd do miasta, ale powiedziano nam, że robimy to na nasze ryzyko. Tak też na własne ryzyko jeździliśmy między innymi do Bachmutu i Chasowego Jaru
Jak twierdzi, dla wielu zwierząt wojna jest równie przerażająca, jak dla ludzi. Dźwięk wybuchającej bomby mogą przeżywać o wiele mocniej niż ludzie, co może wpływać na zachowanie i dalsze życie zwierzęcia.
Wspomina, jak za którymś razem żołnierz z obwodu donieckiego poprosił ich o ewakuację psa. Był to owczarek środkowoazjatycki. - Nie mieliśmy dokładnego adresu. Jak się okazało, pies sobie wędrował, aż wpadł do głębokiego dołu, z którego sam nie mógł się wydostać. To bardzo duży pies, nie wiedzieliśmy, czy jest agresywny - opowiada.
Kiedy wyjęliśmy psa z tego rowu lizał nam ręce. Wtulał się. Był wdzięczny, że został uratowany. I dopiero później, gdy się uspokoił, pokazał swój charakter
Ratowniczka mówi, że bardzo lubi zwierzęta i chciałaby uratować jak najwięcej istnień przed uzbrojonymi Rosjanami. Wspomina jak wolontariuszom udało się znaleźć dom dla porzuconego psa z obwodu chersońskiego. - Kobieta, która teraz nim się opiekuje wysyła nam zdjęcia, jak siedzi na plaży. Dostajemy filmy z ich spacerów w polu, gdzie pies bawi się i jest szczęśliwy. Napisała mi nawet, że ten pies przywrócił jej chęć do życia. Właśnie takie historie sprawiają, że mamy motywację, by działać dalej - wyznała.