4 września Rosjanie ostrzelali Lwów. W centralnej części miasta uszkodzone zostały dwie szkoły i wybitych zostało wiele okien. Mer Lwowa Andrij Sadowy napisał, że w okolicach głównego dworca kolejowego i w budynkach mieszkalnych wybuchały pożary. Szef lwowskiej administracji wojskowej Maksym Kozytskyi poinformował o godzinie 9:00, że zginęło już siedem osób, w tym troje dzieci. Jedną z nich jest 9-letnia dziewczynka. "Straszna tragedia. Czarny dzień dla naszego obwodu" - napisał.
- Obecnie na miejscach ataków we Lwowie pracuje ponad 130 ratowników. Poszukiwania ofiar trwają. Największą trudnością jest to, że jedna z lokalizacji odniosła zniszczenia na dużą skalę, a jednocześnie na bardzo ograniczonym obszarze. Pod gruzami mogą nadal znajdować się ludzie. Ratownicy robią wszystko, aby działać jak najszybciej - poinformował szef lwowskiej administracji wojskowej.
Jak poinformował Maksym Kozytskyi, w wyniku nocnego ataku uszkodzonych we Lwowie zostało co najmniej siedem zabytków architektury. Wszystkie domy znajdują się w państwowym rejestrze zabytków Ukrainy. Ponadto budynki te objęte są ochroną UNESCO.
- Komisja złożona z przedstawicieli organów ochrony dziedzictwa kulturowego miasta i regionu rozpocznie prace nad obiektami i sporządzi niezbędne protokoły, gdy tylko służby ratunkowe umożliwią im dostęp - dodał.
W wyniku nocnego ataku na Lwów uszkodzony został także regionalny Ośrodek Medycyny i Rehabilitacji Sportowej. W zabytkowym budynku ośrodka wybitych zostało ponad 70 szyb. Fala uderzeniowa wypchnęła ramy okiennic i drzwi. W sześciu biurach zawalił się sufit. Uszkodzone zostały akumulatory, zniszczone są też komputery i sprzęt medyczny. - To wielkie szczęście, że ochroniarz i pracownicy żyją i nie odnieśli żadnych obrażeń. Przypomnę, że Ośrodek Medycyny i Rehabilitacji Sportowej mieści się w willi Josefy Franz, która zbudowana została w 1893 roku i jest zabytkiem architektury o znaczeniu lokalnym - powiedział Maksym Kozytskyi.
"Lwów. Rosyjski atak na ludność cywilną, zwykły terror, zabite dzieci, ranni. Świat nie ma prawa przymykać na to oczu. Bo Rosja zrobi to każdemu" - napisał na Telegramie Andrij Jermak, szef gabinetu prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
Mer Lwowa Andrij Sadowy opublikował zdjęcie rodziny, która mieszkała w zaatakowanej przez Rosjan dzielnicy. Napisał, że matka i trzy córki nie żyją. "Po dzisiejszym ataku żyje tylko mężczyzna na tym zdjęciu. Żona Jewgenia i ich trzy córki - Jaryna, Daryna i Emilia zginęły we własnym domu. Z tyłu stoi Jaryna Bazylewycz. Dziewczyna miała 21 lat. Pracowała w naszym biurze projektu 'Lwów - Młodzieżowa Stolica Europy 2025'. W samym centrum Europy Rosja niszczy całe rodziny Ukraińców. Rosjanie zabijają nasze dzieci, naszą przyszłość. Nie wiem, jakimi słowami wesprzeć ojca Jarosława. Dziś wszyscy jesteśmy z Wami. Szczere kondolencje" - napisał Andrij Sadowy.
- Mówią, że matka trzymała dziecko w ramionach podczas ostrzału. Byli wspaniałymi sąsiadami. Jeśli chodzi o zniszczone mieszkania, to możemy sobie z tym poradzić. Najważniejsze, żeby ludzie żyli - powiedziała sąsiadka rodziny w komentarzach dla Radia Swoboda.
- To był piekielny poranek. Obudziłam się po serii bardzo głośnych eksplozji w mojej dzielnicy. Jeszcze nigdy nie czułam fali eksplozji tak mocno całym ciałem - mówi nam Julia, mieszkanka Lwowa.
Iryna także mieszka w dzielnicy zaatakowanej przez armię rosyjską. Podobnie jak Julia obudziła się nad ranem z powodu eksplozji. - Bardzo się przestraszyłam, bo od dawna nie było takich ostrzałów. Mieszkam niedaleko miejsca uderzenia i było bardzo głośno słuchać eksplozję. Szybko wybiegłam na korytarz, bo nie zdążyłabym dotrzeć aż do schronu. Myślałam, że trafiono w sąsiedni dom. Zaczęłam wpadać w histerię, a dzieci w sąsiednim mieszkaniu zaczęły płakać, psy szczekały i wszyscy wybiegli na zewnątrz. Brak mi słów. To dla nas tragiczny dzień - mówi mieszkanka Lwowa w rozmowie z Ukrayina.pl.
- To było straszne, zaczęłam się modlić podczas rosyjskiego ataku, bo myślałam, że to moje ostatnie chwile. Nie było wiadomo, dokąd leci pocisk, czy były to odgłosy uderzeń, czy obrony przeciwlotniczej. Natychmiast zaczęłam dzwonić do znajomych, żeby sprawdzić, czy u wszystkich wszystko w porządku. Wielu z nich poszło pomagać w usuwaniu gruzów po ataku. To tragedia, która powtarza się każdego dnia - opowiada Anna ze Lwowa w rozmowie z nami.
Dmytro mieszka w innej dzielnicy Lwowa, jednak eksplozje było słychać prawie w całym mieście. - Mam małe dziecko - 4 lata. On już boi się alarmów powietrznych. Z żoną musieliśmy śpiewać mu piosenki i uspokajać, udawać, że wszystko jest w porządku i że nas nie próbują zabić Rosjanie. To straszne, szkoda tych ludzi, którzy zostali ofiarami dzisiaj. Moja rodzina mogłaby być na ich miejscu. Nigdy tego Rosjanom nie wybaczę - powiedział.