Karolina Romanowska to polska dziennikarka, wolontariuszka i aktywistka. Założycielka stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie, którego celem jest dialog pomiędzy ukraińskimi i polskimi ekspertami. Stowarzyszenie powstało w czasie inwazji Rosji na Ukrainę.
Od ponad roku kobieta czekała na to, aby ukraiński IPN zgodził się na ekshumacje jej rodziny, która poległa na Wołyniu. Doczekała się. Dziś liczy na to, że jej historia przyspieszy proces poszukiwań i przełamie spory, które po obu stronach trwają od dziesięcioleci. - Musimy to zrobić dla naszych przyszłych pokoleń - mówi Karolina Romanowska w rozmowie z Ukrayina.pl.
Od momentu powstania stowarzyszenia Pojednanie Polsko-Ukraińskie, czyli od półtora roku ekshumacje i godne pochówki ofiar były jednym z naszych priorytetów, ponieważ wierzyliśmy, że to pierwszy krok do prawdziwego pojednania między naszymi narodami. Przez ten czas próbowałam nawiązywać kontakty z politykami, historykami i instytucjami zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie, prowadząc rozmowy na ten temat.
Wielu ludzi, zwłaszcza na początku, próbowało mnie przekonać, że nie ma szans, by ekshumacje zostały odblokowane – twierdzili, że większe instytucje i politycy bezskutecznie próbują to osiągnąć. Mimo to nie poddałam się, wierząc, że prędzej czy później zostaniemy wysłuchani przez władze, zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie.
Miesiąc temu zdecydowaliśmy wspólnie z Polakami i Ukraińcami z naszego stowarzyszenia napisać prywatny wniosek do ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej oraz do prezydenta Zełenskiego. Niedawno, na XVII spotkaniu polsko-ukraińskim w Jaremczy, poruszyłam ten temat z ekspertami i politykami, próbując wspólnie znaleźć sposób na odblokowanie ekshumacji mojej rodziny.
W międzyczasie otrzymałam również list od byłego ukraińskiego posła, Ivana Makara, którego ojciec był członkiem UPA. W liście do prezydenta Zełenskiego apelował o odblokowanie ekshumacji, potępienie zbrodni oraz powołanie komisji do zbadania tych tragicznych wydarzeń i ustalenia odpowiedzialnych za mordy na Polakach. To był przełomowy moment.
Zdecydowanie nie był to łatwy proces. Udało nam się uzyskać zgodę na poszukiwania, co samo w sobie jest ogromnym krokiem naprzód, ale Ukraina deklaruje, że prace poszukiwawcze rozpoczną się dopiero w 2025 roku. Nie możemy pozwolić sobie na tak długie czekanie – teraz naszym celem jest znalezienie środków i próba zorganizowania tych prac wcześniej. To będzie nasz kolejny krok, ponieważ każda zwłoka oznacza przedłużanie cierpienia rodzin, które od lat czekają na godny pochówek swoich bliskich. Musimy walczyć, aby te działania ruszyły jak najszybciej.
Ukraińska strona deklaruje, że postara się znaleźć środki na sfinansowanie tych prac, jednak doskonale rozumiem, w jak trudnej sytuacji znajduje się teraz Ukraina, walcząca i będąca w stanie wojny. Moim zdaniem te środki moglibyśmy zebrać tutaj, w Polsce, lub starać się, aby to polska strona pokryła te koszty. Ukraina ma teraz wiele innych priorytetów, dlatego uważam, że powinniśmy zrobić wszystko, aby odciążyć ją z tego finansowego zobowiązania.
W masowym grobie, o którym mowa, może spoczywać nawet kilkadziesiąt osób, z czego 18 to członkowie mojej rodziny. Najmłodsza ofiara miała zaledwie 18 miesięcy. W tej mogile spoczywają również Ukraińcy. Znam historię pani Marii Abramowicz, która ma teraz 82 lata, a jej matka spoczywa w tym grobie. Historię pani Marii znam od dziecka, usłyszałam ją podczas rozmów dorosłych w domu mojej babci. Opowiadano, że kiedy po tygodniu mój pradziadek Antoni Mosiejczyk wraz z kilkoma osobami wrócili do wsi, by zebrać ciała, ponieważ dopiero wtedy przyszli Niemcy, znaleźli martwą Ukrainkę obok mojej zmarłej cioci, a na jej piersi leżało żywe niemowlę. Tym niemowlęciem była właśnie pani Maria. Jej matka spoczywa teraz w tej mogile.
Wiem również, że mój pradziadek Antoni Mosiejczyk, wraz z innymi członkami mojej rodziny, pochował pomordowanych za kapliczką, pomiędzy czterema dębami. Trzy z tych dębów stoją tam do dziś. Byłam tam i widziałam to miejsce. Ukraińska rodzina Abramowiczów postawiła kilkadziesiąt metrów dalej na dawnym niemieckim cmentarzu upamiętnienie, jednak prawdopodobnie nie znali dokładnego miejsca, a na tablicy nie znajdują się wszystkie nazwiska ofiar.
Z opowieści mojej cioci Jadwigi, która przechowuje wiele historii z Ugiel, wiem również, że po tygodniu ta masowa, symboliczna mogiła została zaorana i zniszczona, by zatrzeć ślady, a domy i wszelkie inne ślady po Polakach we wsi zostały zrównane z ziemią.
W 2022 roku ukraiński IPN już raz wydał zgodę na poszukiwania ofiar w Puznikach, jednak po odnalezieniu szczątków przez cały rok nie udzielono odpowiedzi na wniosek o ekshumację. To na pewno dobra wiadomość, że mój wniosek został pozytywnie rozpatrzony, ale musimy poczekać na konkretne działania i na rozpoczęcie prac. Być może, ze względu na to, że mój wniosek jest prywatny, w tym przypadku uda się wreszcie doprowadzić do ekshumacji, a potem do godnych pochówków.
Zwłaszcza teraz, kiedy Ukraina jest w stanie wojny i potrzebuje sojusznika, musimy zacieśniać relacje. Jesteśmy sąsiadami, musimy mieć silne i dobre relacje, a choć historia naszych narodów była trudna, miała również pozytywne momenty. Kulturowo jesteśmy do siebie bardzo podobni, nasze języki są bardziej zbliżone niż z innymi sąsiadami, a wiele nas łączy, dlatego powinniśmy się wspierać. Nie możemy zmienić historii ani cofnąć czasu, ale możemy budować lepszą przyszłość dla naszych pokoleń, opartą na zgodzie i wzajemnym szacunku.
Wydaje mi się, że każda rodzina powinna próbować i ma do tego pełne prawo. Prawo do pochówku, prawo do miejsca pamięci to fundamentalne prawa człowieka. Każda rodzina, która ma wiedzę o losach swoich przodków i wie, gdzie mogą być pochowani, powinna złożyć wniosek. Proces ten wymaga zgłoszenia do odpowiednich instytucji, takich jak ukraiński Instytut Pamięci Narodowej, albo ministerstwo kultury mi oraz przedstawienia dowodów i dokumentacji potwierdzających miejsce pochówku. To trudna droga, ale warta podjęcia, aby godnie upamiętnić swoich bliskich. Według ukraińskiego prawa osoby, które składają taki wniosek powinny znaleźć firmę archeologiczną ukraińską, która będzie ich reprezentować.
Problem ludobójstwa Polaków na Wołyniu jest niestety często wykorzystywany politycznie w różnych celach, jednak nigdy nie powinniśmy na to się zgadzać. Musimy pamiętać, że Rosja cały czas wykorzystuje te kwestie przeciwko nam, starając się dzielić nasze narody, i nie możemy dawać jej do tego paliwa. To niezwykle delikatna sprawa, dlatego ekshumacje i godne pochówki ofiar nigdy nie powinny być traktowane jako narzędzie polityczne. Pojednanie i upamiętnienie ofiar to sprawy, które powinny nas łączyć, a nie dzielić.
Poza wsparciem dla walczącej Ukrainy stowarzyszenie Pojednanie Polsko-Ukraińskie organizuje też warsztaty i spotkania terapeutyczne dla Polaków i Ukraińców, którzy do dziś przeżywają traumę po tym, co się wydarzyło w 1943 roku. Ich dziadkowie nierzadko byli sąsiadami, a dzieci i wnuki domagają się ekshumacji, żeby odnaleźć ciała bliskich i ich godnie pochować. - Poza zabójstwami na Wołyniu zawiązywały się też wieloletnie przyjaźnie i miłość. Niektórzy do dziś mają sentyment do tamtych lat. Inni z kolei nie mogą o nich wspominać bez łez. Dlatego staramy się rozmawiać o naszej historii i wspólnych traumach, żeby wspólna pamięć o naszych bliskich dała nam fundament do budowania wspólnego szacunku i pojednania - tłumaczy założycielka stowarzyszenia.