Artem Moroz pochodzi z obwodu dniepropietrowskiego, ale od kilku lat mieszka z rodziną w Kijowie.
- 24 lutego 2022 roku udałem się na miejsce rejestracji do Obrony Terytorialnej, ale chętnych było już bardzo dużo, więc mi odmówiono. Jednak 24 marca byłem już w szeregach SZU – wspomina mężczyzna. - Powiedziałem żonie: jeśli nie pozwolisz mi pójść, nie wybaczę ci tego.
W ciągu dziesięciu dni batalion, w którym służył Artem Moroz, był już pod Mikołajowem. Później - na południu kierunku chersońskiego.
- To tam, na linii frontu, 14 września zostałem ranny. Spędził trzy dni w mikołajowskim szpitalu, potem miesiąc w Odessie, potem w szpitalu w Irpieniu i kilku sanatoriach - mówi Artem. - Niczego nie żałuję. Wręcz przeciwnie, jestem dumny, że miałem zaszczyt bronić mojej rodziny i kraju.
Po amputacji nóg Artema jego żona zaczęła szukać osób, które mogłyby pomóc przy protetyce. Trafiła na fundusz Revived Soldiers Ukraine, który pomaga ukraińskim weteranom w protetyce i rehabilitacji w USA, daje zabezpieczenie wojskowe i pokrywa potrzeby humanitarne. W marcu weteran wyjechał do Stanów na etap protetyki.
- Wcześniej aktywnie uprawiałem sport. Regularnie chodziłem na siłownię, basen, biegałem przed pracą. Od czasu do czasu brałem udział w maratonach – wspomina 43-letni żołnierz. - Pomyślałem kiedyś: dlaczego by nie postawić sobie za cel udziału w maratonie bostońskim? Aktywne treningi rozpocząłem w październiku 2022 roku. Cały czas starałem się utrzymać formę, pozbyć się nadwagi, która pojawiła się, kiedy leżałem w szpitalach i poruszałem się na wózku inwalidzkim.
Pełny dystans maratonu bostońskiego wynosi 42 kilometry. Weteran wziął udział w krótkim wyścigu, który trwał 30 minut. Cały czas obok była koordynatorka funduszu Revived Soldiers Ukraine Nadija Osmankina. Ona towarzyszy ukraińskim weteranom w ośrodku protetycznym, pomaga w codziennych pytaniach i sprawach związanych z pobytem w Ameryce.
- Niestety nie mogłem biec bez przerwy. Moja kondycja była wciąż niewystarczająca, a na nogach miałem tylko protezy treningowe. Dlatego zacząłem bieg, Nadija go kontynuowała i ja skończyłem. Jednak kilometr, który udało mi się pokonać, jest wielkim osiągnięciem. Jeszcze w październiku leżałem w odeskim szpitalu, zaszywano mi dziury w nogach po odłamkach, a dzisiaj biegnę. To jest coś nierealnego, tak, jakbym poleciał na Księżyc i wrócił" – uśmiecha się mężczyzna.
Artem jest zadowolony z wyniku i niecierpliwie czeka na biegowe protezy, żeby rozpocząć treningi i wystartować w prawdziwym maratonie.
- W przyszłym roku planuję przebiec maraton bostoński – całe 42 kilometry. Uzgodniliśmy już to z trenerką Nadiją – mówi weteran.
Wkrótce Artem pojedzie do domu, gdzie będzie kontynuował rehabilitację. W planach są wizyty w szpitalach i wsparcie moralne dla żołnierzy, którzy przeżyli amputację.
- Kiedy leżysz w szpitalu i dręczą cię fantomowe bóle od rana do wieczora, jest to bardzo trudne. Dlatego będę pomagał chłopakom, jak tylko będę mógł. Też pójdę do pracy. Z zawodu jestem budowniczym i chcę kontynuować swoją pracę - mówi Artem. — Najważniejsze, co powinni wiedzieć weterani: nic nie może człowieka powstrzymać, trzeba iść tylko do przodu. Na świecie nie ma rzeczy niemożliwych.