Były mufti Duchowej Administracji Muzułmanów Ukrainy "Umma", jeden z muzułmańskich przywódców duchowych Ukrainy, prezes Ukraińskiego Centrum Badań nad Islamem", od początku inwazji na pełną skalę jest sanitariuszem Sił Zbrojnych Ukrainy. W rozmowie z projektem "Ukraiński Świadek" opowiedział o swojej pracy.
Dziś Said Ismagiłow jest kierowcą i ratownikiem medycznym batalionu "Hospitaliery" jednostki ASAP Rescue. Mówi, że kiedy zaczęła się wojna, przyszedł do meczetu, ale był on pusty. Znajomi zaproponowali mężczyźnie udział w ewakuacji rannych cywilów i żołnierzy z Irpienia. Od początku marca zeszłego roku muzułmański duchowny podjął się tego zadania.
"I robię to do dziś. Wierzę, że Bóg wybrał mnie do ratowania ludzkiego życia. Kiedy byłem muftim, starałem się ratować duchową przyszłość ludzi. Tutaj trzeba pracować na trochę innym poziomie, chociaż na poziomie duchowym też" – wyjaśnia wojskowy ZSU.
Said Ismagiłow mówi, że praca w karetce może być bardzo trudna emocjonalnie, ponieważ jest to ewakuacja ciężko rannych ludzi, którym trzeba pomóc właśnie w tej chwili, w drodze. Ratownik tłumaczy: kto za bardzo się martwi i stresuje, szybko sam zostaje ranny.
"Musisz traktować rannych jak swoją pracę. Jeśli będę empatyczny, nerwy mi się skończą za kilka dni. Tak, zdarzało mi się, że całe moje auto było we krwi. Ale bywa różnie, wszystko zależy od odcinka front i zagęszczenie działań bojowych. Jako kapelan czasami rozmawiam z rannymi. Ale nie myślcie, że to są jakieś duchowe rozmowy: ranny nie jest na to gotowy, będzie raczej mówił o warzywach na działce, o tym, jakim był w pokojowym życiu, jak został ranny, co go boli" – powiedział Ismagiłow.
Said Ismagiłow mówi, że najemnicy z PFW "Wagnera" polują na karetki. "Faktem jest, że za zabicie lekarzy na wojnie dostają dodatkowe wynagrodzenie. To jakieś 100 czy 150 dolarów za każdego lekarza, ale nie znam dokładnych kwot" – wyjaśnił sanitariusz.
Dodał, że cały czas dochodzi do ostrzałów punktów stabilizacyjnych i ginie wielu lekarzy - kobiet i mężczyzn. Tylko podczas pracy Saida na punkcie stabilizacyjnym w Bachmucie podczas ostrzału zginęło 4 lekarzy, a kilku zostało rannych.
Wcześniej w rozmowie z Radiem "Wolna Europa" Said Ismagiłow opowiedział, jak ewakuował rannych. "Musieliśmy wywozić dzieci, do których strzelano w Łysyczańsku w punkcie wydawania pomocy humanitarnej. Jeden nastolatek miał tak silną kontuzję, że ciągle wymiotował, inny mały chłopiec miał uszkodzenia odłamkowe twarzy. Był zakrwawiony, nie mógł nawet mówić. Moim zadaniem było wywieźć ich z Łysyczańska i szybko dostarczyć do szpitala w Kramatorsku. Cały samochód był we krwi, ale ja ich przywiozłem, przywiozłem tych cywilów" - wspomina ratownik medyczny.
Dodał, że podczas ewakuacji współpracuje z wojskiem. "Transportowaliśmy rannych z Toszkiwki. Przywieźli do nas młodego chłopaka, lat 25, miał poważnie ranną nogę, a odłamek przebił nie tylko udo, ale także uszkodził genitalia. Chłopiec czuł straszny ból, bardzo głośno krzyczał. Właśnie wyjeżdżaliśmy i nagle pękło tylne prawe koło. Zatrzymaliśmy się na środku pola... Trzeba było stamtąd jechać tylko na feldze koła" - powiedział sanitariusz.
Said Ismagiłow pochodzi z Doniecka, ale nie planuje powrotu do rodzinnych stron, zamiast tego chce zrobić wszystko, co w jego mocy, by doszło do wyzwolenia Donbasu, Krymu i pozostałych terytoriów ukraińskich okupowanych przez Rosję.