W Siłach Zbrojnych Ukrainy służy ponad 62 tysiące kobiet. Anastazja Mucei jest jedną z kobiet, które walczą na froncie w Ukrainie. Na początku pełnoskalowej inwazji postanowiła zostać w Ukrainie i bronić kraju. Zgłosiła się do Legionu Międzynarodowego, nauczyła się podstaw udzielenia pomocy rannym na froncie i wyruszyła na pole walki. "Ewakuując rannego, nie zostaje zabrana do sekcji ewakuacyjnej, lecz noszę całą broń, wszystko, co mieli na sobie ranni żołnierze. Nie ma tu żadnej nierówności. I wszyscy rozumieją, że może jesteś słabsza od żołnierza armii amerykańskiej, ale jednocześnie siłą woli i ducha wykonujesz dokładnie te same zadania, co każdy inny żołnierz" – powiedziała w rozmowie z Ukrayina.pl.
Początek pełnowymiarowej inwazji zastał mnie w Kijowie. Szczerze mówiąc, należałam do cywilów, którzy nie wierzyli, że wojna się zaczęła. Mój chłopak obudził mnie o czwartej nad ranem i powiedział, że za oknem zaczęły się eksplozje. Powiedziałam, że to może być dźwięk tramwaju, dopóki rzeczywiście nie usłyszałam wybuchów. Potem zdałam sobie sprawę, że rozpoczęła się inwazja na pełną skalę. Od razu zaczęłam analizować plan działania i to, co możemy zrobić. Moja siostra mieszka w Holandii, chciała nas ewakuować, ale ja nie chciałam wyjeżdżać.
Moja znajomość ze środowiskiem wojskowym rozpoczęła się od selekcji do Brygady Szturmowej "Azow". Zgłosiłam się tam dobrowolnie, nie miałam żadnego szkolenia, nie umiałam strzelać, nie miałam też specjalnego przygotowania fizycznego. Ale przeszłam ten pobór dzięki sile ducha. W Kijowie podczas inwazji na pełną skalę nie mogłam tego zrobić, bo nie miałam ukończonych 25 lat, nie mogłam służyć na podstawie kontraktu i nie skończyłam jeszcze studiów wyższych. Nie odpuściłam, pojechałam do Charkowa i tam udało mi się dostać do Legionu Międzynarodowego.
W Legionie Międzynarodowym służą ludzie z chyba wszystkich krajów świata. Spotykałam się głównie z żołnierzami z Finlandii, Ameryki, Polski, Wielkiej Brytanii, Brazylii, z różnych zakątków świata. Żołnierze przychodzą z motywacją, walczą o demokrację i przeciwko rosyjskiemu faszyzmowi. Opowiadają się za ideą wolnego świata, w którym przyszłość może być bez wojen.
W tej chwili pełnię funkcję strzelca medyka, czyli jestem medykiem bojowym grupy, która wyrusza na misje bojowe. Wychodzę z żołnierzami na zadania i je wykonuję, a jeśli ktoś został ranny na froncie, udzielam mu pierwszej pomocy. Szkolenia medyczne miałam w Legionie Międzynarodowym. Dzięki nim nauczyłam się od podstaw pierwszej pomocy do transfuzji krwi. Czyli ja, jako osoba, która w ogóle nie znała się na medycynie, nauczyłam się w ciągu trzech miesięcy podstaw, które pozwalają na udzielanie pomocy rannym na polu walki.
Najtrudniejszy był szturm pod Andrijiwką (kierunek bachmucki), do którego posunęliśmy się nad ranem. Szliśmy długo, trochę się zgubiliśmy, chociaż patrzyliśmy na mapy. Około drugiej w nocy rozpoczęła się bitwa. Wcześniej ta miejscowość została ostrzelana artylerią i dronami, siedzieliśmy pod gołym niebem około pięciu godzin. Tego nie znajdziecie w żadnej książce taktycznej. Po tym wszyscy zostali kontuzjowani, ja też. Myślałam w tym momencie, że się stamtąd nie wydostaniemy, ale następnego dnia przyszła grupa, żeby nas zastąpić. Mieli przybyć za kilka godzin, ale przybyli za kilkanaście. Nie mieliśmy ani jedzenia, ani wody. Tę walkę wspominam jako najtrudniejszą.
Mogę mówić tylko o moim doświadczeniu w Legionie Międzynarodowym. Tutaj nie jesteś traktowana jak kobieta, ale jak żołnierka. Wykonuję tutaj wszystkie zadania, a może nawet więcej. Przykładowo, ewakuując rannego, nie zostaje się zabranym do sekcji ewakuacyjnej, lecz nosisz całą broń, wszystko, co mieli na sobie ranni żołnierze. Nie ma tu żadnej nierówności. I wszyscy rozumieją, że może jesteś słabsza od żołnierza armii amerykańskiej, ale jednocześnie siłą woli i ducha wykonujesz dokładnie te same zadania, co każdy inny żołnierz.
Osobiście nie spotkałam się z seksizmem w wojsku. Słyszałam jednak wiele historii o tym, jak trudno jest dziewczynom w wojsku i rozumiem, że trzeba to całkowicie zmienić. Aby kobieta w końcu zaczęła być postrzegana jako żołnierka, że jest przede wszystkim wojowniczką. Żeby nie było tak, że bojownicy wrócili ze swoich zadań, a ona stała sama w kuchni i przygotowywała dla wszystkich jedzenie. Kobieta jest tym samym żołnierzem, z takimi samymi problemami fizycznymi i psychicznymi jak wszyscy inni.
Dla mnie cywile dzielą się na dwie grupy. Wolontariusze, którzy niesamowicie mi pomagają i nie wiem, co bym bez nich zrobiła. Robią wszystko, co możliwe i niemożliwe, aby pomóc żołnierzom. Z drugiej strony widzę ludzi, którzy od dawna są obojętni i już dawno zapomnieli, że wojna trwa. Ale jeśli ludzie się nie obudzą, wojna dotrze do Kijowa, Lwowa i wszystkich innych bardziej spokojnych miast. Jest nas coraz mniej, coraz więcej rannych. Front będzie przesuwał się w kierunku, w którym są takie nastroje ludności cywilnej.
Kiedy jesteś w Ukrainie i zdajesz sobie sprawę, że wokół ciebie toczy się wojna, zaczynasz coś robić. Na przykład świece okopowe, bardzo pomagają żołnierzom. Kiedy jesteś daleko, nie czujesz tej rzeczywistości. Mamy psychikę adaptacyjną i nawet ja, będąc na leczeniu, w pewnym momencie pomyślałam, że nie chcę wracać na front. Gdy tylko dotarłam na miejsce walki znowu, zdałam sobie sprawę, że to głupie myśli, a wojna wciąż trwa.
To jest trudne pytanie. Wygląda na to, że mam jakieś plany, wiem, co będę robić w przyszłości. Jest jednak na tyle pochmurno, że ta przyszłość znika przed każdym wejściem do czołgu przed zadaniem. Nie wiesz, czy wrócisz żywa, czy nie. Pierwszą i najważniejszą rzeczą dla mnie jest zwycięstwo, mam nadzieję, że tak jest w przypadku każdego Ukraińca. Nieważne, jak bardzo jest to dla nas trudne, niezależnie od tego, jak bardzo jesteśmy zdemoralizowani przez zachodnie media, które mówią, jak źle się nam dzieje, myślę, że przetrwamy. Przetrwaliśmy początek inwazji na pełną skalę, odpierając Rosjan niemal kijami. Konieczny jest powrót do odpowiedniego ducha.