"Uciekaliśmy z Mariupola pieszo. W filmie mała część piekła, które się działo". Ukraińcy z Mariupola o oscarowym filmie

Władysław Jacenko
Ukraiński film "20 dni w Mariupolu" w reżyserii Mścisława Czernowa zdobył Oscara dla najlepszego filmu dokumentalnego na tegorocznej gali rozdania Oscarów. - To, co zobaczyliśmy w filmie, jest tylko małą częścią tego, co się działo w Mariupolu. To piekło było obok każdego domu w Mariupolu - mówią Ukraińcy z Mariupola w rozmowie z Ukrayina.pl.

Autorami filmu "20 dni w Mariupolu" są reżyser Mścisław Czernow, fotograf Jewhen Maloletka i producentka Wasylisa Stepanenko. Byli ostatnimi dziennikarzami, którzy pozostawali w Mariupolu w momencie rozpoczęcia pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Pokazywali, co działo się w mieście w ciągu pierwszych trzech tygodni rosyjskiej inwazji. - To, co zobaczyliśmy w filmie, jest tylko częścią tego, co się działo w Mariupolu. To piekło było obok każdego domu w Mariupolu, kiedy nie było możliwości udzielić pomocy medycznej, ugasić pożaru ani rozbierać gruzów. To miasto jest symbolem tragedii - mówi w rozmowie z Ukrayina.pl pochodząca z Mariupola Alewtyna Szwecowa. 

Zobacz wideo Roman Kuźniar: Rosja jeszcze nie prze do wielkiej wojny

Ukrainka z Mariupola o oskarowym filmie: moje miasto jest symbolem tragedii

 - W tym filmie rozpoznałam znajomą kobietę. Straciła córkę i siostrzeńca. Nigdy wcześniej nie widziałam oczu tak pełnych głębokiego bólu i braku nadziei - mówi Kateryna Jarmolenko, uchodźczyni z Mariupola, mieszkająca teraz we Wrocławiu. 

Ukrainka w rozmowie z nami mówi, że poznała tę kobietę podczas pracy w centrum wsparcia finansowego dla uchodźców we Wrocławiu. - Przyjechała z synem i teściową, która straciła dwójkę wnuków. Przez cały czas przytulała syna. Jej teściowa była kobietą bardzo inteligentną i sympatyczną, ale często patrzyła w pustkę. Bardzo chciałam, żeby przez chwilę ich ból stał się trochę mniejszy - dodaje.

Kateryna Jarmolenko mówi, że w filmie "20 dni w Mariupolu" zobaczyła małą część tragedii, której doświadczyli mieszkańcy miasta, zniszczonego przez Federację Rosyjską.

Tego nie da się wyrazić słowami, nie da się tego pokazać w filmie. To było prawdziwe piekło na ziemi!

- dodaje. 

Alewtyna Szwecowa, pochodząca z Mariupola, w rozmowie z Ukrayina.pl przyznaje, że nie spodziewała się zwycięskiego Oscara dla filmu "20 dni w Mariupolu". - Oglądałam Oscary w nocy, ponieważ ukraiński film dotyczy mojego miasta. Nie spodziewałam się jednak zwycięstwa w kategorii najlepszy film dokumentalny. Bardzo mnie smuciły wiadomości na temat Ukrainy na świecie, między innymi słowa papieża Franciszka o tym, że Kijów musi wywiesić białą flagę i negocjować z Rosją. Czasem mam wrażenie, jakby światowa wspólnota stawała się obojętną na wojnę. Jednak zwycięstwo ukraińskiego filmu daje nadzieję i woła o sprawiedliwość. Chciałabym, żeby ten film zobaczyli ludzie na całym świecie - mówi Alewtyna Szwecowa. 

Ten film pokazuje piekło, które działo się w Mariupolu. Warto jednak pamiętać, że to piekło trwało dłużej niż 20 dni. Walki o Mariupol trwały 86 dni, Rosjanie kontynuują zbrodnie także w czasie okupacji. To, co zobaczyliśmy w filmie, jest tylko małą częścią tego, co się działo. To piekło było obok każdego domu, kiedy nie było możliwości udzielić pomocy medycznej, ugasić pożaru, ani rozbierać gruzów. Mieszkańcy mogli zginąć szybko przez uderzenie bomby, umierali też w mękach pod gruzami. To miasto jest symbolem tragedii.

"Nie odważyłam się obejrzeć tego filmu, boję się"

Anna Czudanowa, pochodząca z Mariupola, mówi w rozmowie z nami, że jeszcze nie odważyła się obejrzeć tego filmu. - Boję się, że przez to co zobaczę, na kilka dni wypadnę emocjonalnie z życia i długo będę musiała się zbierać. Czekam na moment, kiedy będę stabilniejsza - opowiada. 

Patrząc wstecz na okres walk o Mariupol, zdaję sobie sprawę, że najstraszniejszym dla mnie był czas, kiedy nie mogłam skontaktować się z dziadkiem i przyjaciółmi. 2 marca 2022 roku w mieście zniknęła komunikacja i do maja nie wiedziałam, czy mój dziadek przeżył. Każdy dzień bez kontaktu wydawał się wiecznością

- mówi w rozmowie z Ukrayina.pl. 

Anna Czudanowa wspomina, że po wyjściu z oblężonego Mariupola jedna z jej znajomych powiedziała, że po raz pierwszy od 15 dni wzięła prysznic, zjadła gorący posiłek, chleb i poszła spać. I że przez te dwa tygodnie w piwnicy przestała wierzyć, że gdzieś jest normalne życie, jest światło i jedzenie, nie ma strzelanin i bombardowań.

Czas aktywnych walk w Mariupolu wspomina także Alewtyna Szwecowa. W oblężonym mieście spędziła z rodziną 21 dni. - Moja rodzina uciekała z Mariupola pieszo. Mieszkaliśmy w pobliżu teatru, w który trafiła rosyjska bomba. Bomba uderzyła także w nasz dom, nasi sąsiedzi zginęli. Po tym zrozumieliśmy, że ucieczka z miasta pieszo to jedyna szansa na przeżycie. Dla mnie Mariupol był całym życiem. Bardzo lubiłam to miasto i nigdy nie chciałam wyjeżdżać. Rosjanie z każdą godziną walk obracali Mariupol w piekło. Zostawiło to głęboką ranę w moim sercu. Gdy wspominam o rodzinnym mieście, myślę o spalonych blokach, ciałach mieszkańców, które leżą na ulicy, i to, że prawdziwej liczby ofiar nie poznamy nigdy - podsumowuje Alewtyna Szwecowa.

Mariupol stał się jednym z miast-symboli pełnowymiarowej inwazji Rosji na Ukrainę. Po 2014 roku, po zajęciu niektórych miast w Donbasie, przeniosła się tam duża liczba mieszkańców. Miasto aktywnie się rozwijało, było nie tylko potężnym miastem portowym i przemysłowym, ale także uzdrowiskowym. Zniszczenia po aktywnych walkach w 2022 roku są olbrzymie. 90 proc. bloków i 60 proc. domów prywatnych nie da się odbudować, zniszczeniu uległo 50 proc. infrastruktury miejskiej i 70 proc. infrastruktury medycznej, a z pół miliona mieszkańców w mieście pozostało 100 tys. osób.