Kamuflaż jest jedną ze stosowanych na froncie metod, która pomaga zmniejszyć straty w ludziach. Zarówno żołnierze, jak i zwiadowcy przebierają się często za krzaki, aby wróg nie mógł ich namierzyć. Gorzej sytuacja wygląda ze sprzętem wojskowym, bo jest duży i łatwo go zauważyć. Jednak i na to jest dobry sposób. Tysiące wolontariuszy w całej Ukrainie i za jej granicami robią specjalne siatki maskujące, którymi można przykryć zarówno okopy, jak i czołg, który stoi w polu. Celem takich działań jest stworzenie złudzenia, że są one elementem krajobrazu.
Ukraińskie wojsko korzysta z siatek maskujących od trzech dekad, ale coraz częściej zaczęto ich używać po wybuchu wojny w Donbasie w 2014 roku. Zapotrzebowanie na nie wzrosło wraz z wybuchem wojny na pełną skalę. Armię liczącą pół miliona osób trzeba było poza mundurami i żywnością zaopatrzyć też w siatki maskujące. Kijów zapewnia żołnierzom te pierwsze potrzeby, ale do szycia siatek potrzebne były dodatkowe ręce. Ze względu na duże zapotrzebowanie, cywile zaczęli robić czapki i siatki maskujące w domach, szkołach, na uczelniach czy też w innych miejscach, gdzie mają taką możliwość. Jedno z takich miejsc w 2022 roku pojawiło się nawet na mapie Warszawy i działa do dziś.
Dziennikarze Ukrayina.pl spotkali się z wolontariuszami, którzy tworzą kamuflażowe ubrania i siatki dla ukraińskiej armii. Mówią, że działają w ''kryjówce", która powstała w piwnicy jednego z warszawskich bloków.
Piwnica jest rozmachem, bo liczy kilka pokoi. W jednym pomieszczeniu wolontariusze szyją i kleją kawałki tkaniny, w innym je tną, a w kolejnym - suszą. Każdy wie, co ma robić. Proces za każdym razem wygląda podobnie. Nowe osoby są szkolone, a całość nadzoruje specjalny "koordynator". Takich koordynatorów w kryjówce jest 13.
Wolontariusze nazywają to miejsce "Sitka", co po polsku oznacza "siatka". Spotykają się tam sześć dni w tygodniu. Jak mówi w rozmowie z Ukrayina.pl Nika Grudzyńska, jedna z koordynatorek prac, siatki maskujące na froncie są koniecznością, gdyż pozwalają ukryć przed wrogiem sprzęt, broń czy nawet całe konstrukcje inżynieryjne. Piwnicę ukraińskim wolontariuszom w Warszawie zapewnił jeden z Polaków.
Na ścianach warszawskiej piwnicy wiszą flagi z podpisami i podziękowaniami od ukraińskich wojskowych. Obok wisi instrukcja, w której krok po kroku jest opisany proces tworzenia siatek maskujących. Z niej dowiadujemy się, jakiego koloru powinny być siatki maskujące w zależności od pory roku i jak dokładnie powinny być wykonane w zależności od tego, do czego są przeznaczone. Wszystkie materiały, z których powstają siatki, wolontariusze dostają za darmo od ludzi. Szukają tkanin w hotelach lub kupują je z własnych pieniędzy. Organizują specjalne zbiórki, które pokrywają koszty produkcji.
Zapotrzebowanie na siatki maskujące zgłaszają sami żołnierze. "Prośby nadchodzą od wojska i wpływają do nas bezpośrednio lub za pośrednictwem wolontariuszy czy naszych rodzin" - tłumaczą wolontariusze. Siatki plecione w Warszawie tkane są dla całego frontu. Od granicy ukraińsko-białoruskiej po Zaporoże.
Zrobienie jednej takiej siatki zajmuje średnio kilka godzin. Tylko w maju wolontariusze ośrodka utkali 1238 metrów kwadratowych siatki. Oprócz siatek szyją także bieliznę dla rannych żołnierzy. Często robią to w domach.
Jedna z naszych rozmówczyń zaznacza, że nikt nie dostaje za to pieniędzy. "Wszyscy przychodzą tu za darmo i dobrowolnie, kiedy mają czas. Mam pracę i inne obowiązki, dlatego przychodzę tu dwa razy w tygodniu. Kryjówka jest otwarta w niedzielę. Wtedy mogę tu zostać na dłużej" – dodaje.
Do piwnicy przychodzą ludzie w różnym wieku, wszyscy pochodzą z różnych krajów. Często przyjeżdżają z dziećmi. Jedna z wolontariuszek zabiera do ''pomocy" swoją dziewięciomiesięczną córeczkę. Poza Ukraińcami, siatki maskujące dla ukraińskiego wojska w Warszawie tworzą też Polacy, Białorusini, Amerykanie, a nawet mieszkaniec Sri Lanki. Jak mówi nam koordynatorka, zapotrzebowanie przekracza możliwości wolontariuszy, więc nowe osoby są mile widziane.
Do ''Sitki. Warszawa" codziennie przyjeżdża pani Maria, która jest już na emeryturze. Do Polski przyjechała w drugim miesiącu wielkiej wojny, w kwietniu 2022 roku. Pochodzi z obwodu chersońskiego. Mówi, że droga do kryjówki w Warszawie zajmuje jej ponad godzinę, ale tylko tu czuje, że przyczynia się do pomocy wojsku.
''Nieważne, ile czasu zajmie mi dotarcie. Wiem, że muszę tu być. W ten sposób pokazujemy, że nawet będąc za granicą, pamiętamy o naszych żołnierzach. Chcę zwycięstwa jak najszybciej. Chcę do domu" – wyznaje kobieta.
Nie wiem, czy będzie miała dokąd wracać. Moja miejscowość przez długi czas była pod okupacją rosyjską, a w moim domu mieszkali rosyjscy żołnierze. Więc nie wiem, czy będę mogła poczuć się tam bezpiecznie - mówi.
70-letnia pani Halina z miasta Dniepr na wschodzie Ukrainy odwiedza "kryjówkę" od dwóch lat. Mówi, że nie wyobraża sobie już życia bez pomocy przy szyciu siatek i bez koleżanek, które spotkała w tej warszawskiej piwnicy. ''Jesteśmy z różnych części Warszawy, więc dzielimy się wiedzą o mieście. Od siebie się dowiadujemy, co się w Warszawie dzieje. Czasem razem gdzieś wychodzimy. Ostatnio byłyśmy w kinie" - opowiada.
Może i jesteśmy zmęczone, bo wiek już nie pozwala długo pracować. Ale jest poczucie, że robimy coś ważnego. Może częściowo przybliża to nasze zwycięstwo. Chłopaki z frontu nam dziękują i to jest dla nas najważniejsze.