Діставши п'ять кульових поранень, волонтер все одно евакуював людей із Харківщини

Serhij Iwańczuk woim samochodem wywoził ludzi z obwodu charkowskiego. Samochód znalazł się pod ostrzałem. Lekarze powiedzieli, że mężczyzna stracił dużo krwi, szanse na przeżycie były nikłe. Mężczyzna spędził ponad dwa tygodnie na oddziale intensywnej terapii. Tekst publikujemy w języku polskim i ukraińskim. Сергій Іванчук своєю машиною вивозив людей із Харківської області. Авто потрапило під обстріл. Медики казали, що він втратив багато крові, шанси на життя були мізерні. Чоловік понад два тижні провів у реанімації.

були мізерні. Чоловік понад два тижні провів у реанімації...

"Мій син навчався в оперній академії в Італії, але, коли почалася пандемія, повернувся до Полтави та працював у галузі ІТ, — каже Олена Іванчук, мати пораненого. — Наша родина постійно допомагала армії, особливо місцевій авіаційній частині. Коли почалося вторгнення рф в Україну, Сергій не міг стояти осторонь: ми купували ліки тим, хто захищав нас на фронті, а на третій день війни син узявся возити гуманітарну допомогу — ліки, продукти та пальне. Дорогою назад евакуйовував людей із гарячих точок. Здебільшого з Харкова й Охтирки. Деякі вивезені люди в нас ночували, інших син розвозив по родичах.  Сергій майже не відпочивав, бо розумів, що від його дій до певної міри залежать людські життя. Якось був випадок, коли він евакуював родину, а наступного дня в їхній дім поцілила ракета...

Син постійно казав: усвідомлює, що те, що він робить, вкрай небезпечно. Але інакше не може. За майже два тижні йому вдалося вивезти близько 100 осіб".

10 березня Сергій Іванчук виїхав із Харкова: у салоні було четверо людей, двоє котів. Позаду — причіп з медичним обладнанням, бо волонтер допомагав з евакуацією одній клініці. Надворі — темно...

"Я наче передчувала горе, бо в мене того дня вдома впали ікони. Благала сина не їхати. Він не погоджувався, — додає пані Олена. — Я поклала написану власноруч молитву в його машину..."

За декілька хвилин автомобіль Сергія стала переслідувати диверсійно-розвідувальна група ворога. Почався обстріл.

"В одну мить Сергій відчув, що у нього поранені пальці на руці, потім — що поцілило у ноги, спину... Згодом у машині нарахували понад 30 кульових отворів. Він не зупинився — довіз людей до українського блокпоста і вже тоді знепритомнів, — каже жінка. — У салоні автомобіля сина була медичка Вікторія. Вона закрила долонею рану на спині Сергія, аби хоч так зупинити кровотечу. Уже потім я на колінах цілувала руки цій жінці та дякувала за все. Мами мене зрозуміють..."

Швидка допомога приїхала дуже оперативно й забрала волонтера у реанімаційне відділення лікарні в Харкові. Там Сергій пробув 16 днів. Медики казали, що він втратив багато крові, шанси на життя були мізерні.

"Та я постійно молилася, і Господь мене почув, — зі сльозами на очах каже мати. — Коли вперше зайшла до нього, він опритомнів і сказав: якщо ти поряд, то все буде добре. Хоча було й таке, що в моменти найбільшого болю Сергій просив його приспати. Він переніс п’ять операцій..."

Після Харкова волонтер лікувався у Дніпрі, звідти евакуаційним потягом дістався Львова, а днями його перевезли до Німеччини, де мають зробити чергові операції.

"Син тримається, мріє повернутися до Полтави. Він — живий. І ніяк інакше, як Божим дивом, це не назвеш", — каже Олена Іванчук.

Вікторія Трудько

Po otrzymaniu pięciu ran postrzałowych wolontariusz nadal ewakuował ludzi z obwodu charkowskiego

Serhij Iwańczuk swoim samochodem wywoził ludzi z obwodu charkowskiego. Samochód znalazł się pod ostrzałem. Lekarze powiedzieli, że mężczyzna stracił dużo krwi, szanse na przeżycie były nikłe. Mężczyzna spędził ponad dwa tygodnie na oddziale intensywnej terapii…

- Mój syn studiował w Akademii Operowej we Włoszech, ale kiedy wybuchła pandemia, wrócił do Połtawy i pracował w branży IT - mówi Olena Iwańczuk, matka rannego mężczyzny.

- Nasza rodzina nieustannie pomagała wojsku, a zwłaszcza miejscowej jednostce lotniczej. Kiedy w tym roku rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę, Serhij nie mógł stać z boku: kupowaliśmy lekarstwa dla tych, którzy nas bronili na froncie, a trzeciego dnia wojny mój syn zaczął nieść pomoc humanitarną – lekarstwa, żywność i paliwo - dodaje.

Jak mówi Olena Iwańczuk, "w drodze powrotnej ewakuował ludzi z najniebezpieczniejszych punktów. Głównie z Charkowa i Ochtyrki (obwód sumski)".

- Serhij prawie nie odpoczywał, ponieważ rozumiał, że ludzkie życie zależy w pewnym stopniu od jego działań. Kiedyś zdarzył się przypadek, kiedy ewakuował rodzinę, a następnego dnia rakieta uderzyła w ich dom...  Syn powtarzał, że zdaje sobie sprawę, że to, co robi, jest niezwykle niebezpieczne. Ale nie może zrobić inaczej. W prawie dwa tygodnie udało mu się ewakuować około 100 osób - opowiada.

Pewnego dnia Serhij Iwańczuk wyjechał z Charkowa: w samochodzie były cztery osoby i dwa koty. Z tyłu przyczepa ze sprzętem medycznym, bo wolontariusz pomagał w ewakuacji kliniki. Na zewnątrz było ciemno.

- Przewidziałam smutek, bo tego dnia w moim domu spadły ikony. Błagała syna, żeby nie jechał. Nie zgodził się - dodaje pani Olena. - Włożyłam odręcznie napisaną modlitwę do jego samochodu - wspomina.

Samochód Serhija był ścigany przez wrogą grupę sabotażową i rozpoznawczą. Rozpoczął się ostrzał.

- W pewnym momencie Serhij poczuł, że ma zranione palce, potem został postrzelony w nogi i plecy… Później w samochodzie policzono ponad 30 dziur po kulach. Ale mój syn nie zatrzymał się - zabierał ludzi na ukraiński posterunek i już wtedy zemdlał - mówi kobieta.

- Na szczęście w samochodzie była pielęgniarka Victoria. Zakryła dłonią ranę na plecach Serhija, żeby zatrzymać krwawienie. Potem pocałowałam ręce tej kobiety na kolanach i podziękowałam jej za wszystko. Wszystkie matki mnie zrozumieją - słyszymy.

Karetka przyjechała bardzo szybko i zabrała wolontariusza na oddział intensywnej terapii szpitala w Charkowie. Siergiej przebywał tam 16 dni. Lekarze powiedzieli, że stracił dużo krwi, a jego szanse na przeżycie były niewielkie.

- Ale ciągle się modliłam, a Pan mnie wysłuchał - mówi matka ze łzami w oczach. - Kiedy po raz pierwszy poszłam na oddział mojego syna, odzyskał przytomność i powiedział: jeśli ty, mamo, będziesz w pobliżu, wszystko będzie dobrze - relacjonuje.

Po Charkowie ochotnik był leczony w Dnieprze, stamtąd pociągiem ewakuacyjnym dotarł do Lwowa, a na drugi dzień został przewieziony do Niemiec, gdzie ma przechodzić regularne operacje.

- Mój syn trzyma się, marzy o powrocie do Połtawy. On żyje. I nie można tego nazwać inaczej niż cudem Bożym - mówi Olena Iwańczuk.

Wiktoria Trudko

ПОПУЛЯРНІ
ОСТАННІ
Copyright © Agora SA