Nazywano ich "Brat 1 i 2". "Mama dowiedziała się o ich śmierci w urodziny"

Bracia Wiktor i Kostiantyn Krawczenko razem zgłosili się na ochotnika do służby wojskowej i razem zginęli. Stało się to w urodziny ich matki. Żołnierze pochodzili z Chrystynówki w obwodzie czerkaskim. Obaj służyli w baterii artylerii samobieżnej oddzielnej brygady zmechanizowanej imienia księcia Konstantego Ostrogskiego.

"Chłopcy byli sobie bardzo bliscy. Kostia nie miał nawet dwóch lat, gdy urodził się jego brat Witia. To były grzeczne, uprzejme i przyjazne dzieci – mówi Marharyta Bilecka, znajoma rodziny. - Jak sobie je przypominam, to od razu przed oczami mam ich cudowne uśmiechy - dodaje.

To podwójne nieszczęście. Rodzice z trudem radzą sobie ze stratą, bo Wiktor i Kostia byli ich jedynymi dziećmi. Matki podupadła na zdrowiu. Ojciec bohaterów, Serhij Krawczenko, nie potrafi mówić o swoich synach bez łez. "Kiedy chłopcy odbywali służbę wojskową, otrzymywałem podziękowania od dowódców jednostek wojskowych za godne wychowanie moich synów – opowiada ojciec. – Byłem dumny z nich, żyłem nimi".

Po odbyciu służby Kostiantyn rozpoczął pracę jako kierownik infolinii w banku, a Wiktor dostał pracę w supermarkecie. Obaj mieszkali w Kijowie. Dwa lata temu starszy z braci poślubił swoją ukochaną Anastasiję, która pochodzi z sąsiedniej wsi.

"Poznaliśmy się, gdy byliśmy jeszcze studentami – mówi Anastasija. — Kostia podbił moje serce swoją szczerością i przyzwoitością. On studiował w Kijowie, ja w Winnicy. Więc pokonywaliśmy duże odległości, by spotkać się na randce. Potem czekałam na jego powrót z wojska. Spotykaliśmy się przez około pięć lat, po czym wzięliśmy ślub".

Anastasija mówi, że Kostia miał przeciwwskazania do uprawiania sportu z powodu problemów z nogą. Właściwie ze względu na stan zdrowia mógł uniknąć służby wojskowej. Ale on tego nie zrobił.

"Kostia i ja pracowaliśmy w sektorze bankowym, więc zarabialiśmy całkiem nieźle – wspomina Anastasija. - Planowaliśmy kupić mieszkanie w stolicy, a potem, jak marzył mój mąż, kupić własny samochód albo zacząć budować dom pod Kijowem, mieć dzieci, kota, psa".

"Śmierć znalazła moich synów"

Po inwazji na pełną skalę bracia Krawczenko nie wahali się ani przez chwilę. Wiedzieli, że muszą bronić kraju przed najeźdźcami.

"25 lutego Witia i Kostia wrócili z Kijowa do domu, następnego ranka udali się do Komisariatu Wojskowego. Nasi synowie postawili nas przed faktem, że będą bronić Ukrainy na froncie – mówi ojciec. - Przez półtora tygodnia służyli w obwodzie żytomierskim, potem w obwodzie kijowskim, a potem zostali wysłani na wschód".

Według ojca synowie służyli w tej samej baterii artylerii, ale w różnych załogach.

"Zastępowali się nawzajem, ale na linię frontu jeździli na zmianę. Nazywano ich "Bratem 1" i "Bratem 2" - mówi mężczyzna. — Ostatnim miejscem ich rozlokowania był obwód chersoński. Byliśmy spokojni, bo te miejscowości były wyzwolone... Jednak śmierć znalazła moich synów właśnie tam"

Tuż przed tragedią synowie przyjechali na trzydniowy urlop. Wiktor i Kostia kupili mamie w prezencie nową pralkę, bo 23 grudnia miała obchodzić urodziny. Tak się jednak złożyło, że zamiast życzeń otrzymała wiadomość o śmierci synów.

"Kilka dni przed tragedią tak bardzo bolało mnie serce… jakbym coś poczuła – mówi Anastasija. — 23 grudnia o ósmej wieczorem mąż zadzwonił do mnie po raz ostatni. Rozmowa trwała minutę, Kostia był zmęczony, powiedział, że musi iść. Napisałam do jego brata - uspokoił mnie, mówiąc, że wszystko jest w porządku. Potem przez dwa dni nie było w ogóle kontaktu z nim i Wiktorem. Zaczęliśmy alarmować. Trzeciego dnia dowiedzieliśmy się, że nie żyją... Wtedy usunął się mi grunt pod nogami... Teraz co tydzień kupuję róże i idę na grób męża, i jego brata, płaczę z bólu i rozpaczy i jednocześnie dziękuję im za ich służbę".

"Oni byli w budynku na brzegu Dniepru z innymi żołnierzami – mówi Serhij Krawczenko. - Nagle przyleciał wrogi BSP. Myślę, że ktoś zdradził pozycję SZU. Po tym żołnierze zostali zaatakowani przez artylerię. Ciało Wiktora było tak okaleczone, że musieliśmy go pochować w zamkniętej trumnie. Kostia zmarł w wyniku odniesionych obrażeń.

Braci spoczęli obok siebie... "Gdybyście widzieli, ilu żołnierzy przyjechało pożegnać się z naszymi synami! Ile ciepłych słów o nich usłyszeliśmy! - mówi ojciec bohaterów. - Chłopcy byli najlepsi. Zawsze będę z nich dumny!"

Wiktoria TRUDKO