Eksperci nawet nie przypuszczali, że Ukraińcy tak szybko sobie poradzą na polskim rynku pracy. Pracownicy ze wschodu korzystają z wolnych ofert, jednocześnie nie zabierając pracy Polakom, jak próbowała przekonywać rosyjska propaganda.
Na początku wojny eksperci z Departamentu Analiz i Badań Ekonomicznych Narodowego Banku Polskiego przewidywali, że pracę w kraju będzie mogło znaleźć od 350 do 750 tys. uchodźców w zależności od tego, ile osób wyjdzie z kraju z powodu wojny (eksperci oceniali, że takich osób będzie od 3 do 8 mln).
Na początku grudnia ZUS poinformował, że oficjalnie pracę i ubezpieczenie społeczne ma ponad 744 tys. Ukraińców i jest to największa grupa cudzoziemców pracujących w Polsce.
Jednocześnie, zdaniem minister rodziny i polityki społecznej Marleny Maląg, Polska ma najniższą stopę bezrobocia w UE. Czyli nie można powiedzieć, że Ukraińcy zabrali pracę Polakom.
- Dla wielu pracodawców w Polsce pojawienie się Ukraińców stało się szansą na uzupełnienie luk kadrowych, z którymi borykali się od dawna. Zaczęli publikować ogłoszenia o pracę w języku ukraińskim, otwierając możliwości na rynku pracy. Ogłoszenia dotyczyły przede wszystkim pracy, która nie wymaga znajomości języka polskiego – powiedziała w komentarzu dla ukraińskiej redakcji "Hromadskie" Aleksandra Wesołowska z portalu praca.pl.
W dziesiątym miesiącu wojny zmieniły się warunki na polskim rynku pracy. O ile w pierwszych miesiącach pracodawcy bez zastanowienia zatrudniali Ukraińców na różne stanowiska nawet bez znajomości języka polskiego, to teraz język polski jest obowiązkowy, bez niego pracę można znaleźć tylko na linii produkcyjnej.
Wcześniej szkoły i przedszkola były gotowe zatrudnić Ukrainki na stanowisko asystentki nawet bez wykształcenia kierunkowego. Jednak dzisiaj, aby dostać tę pracę, coraz częściej trzeba mieć wykształcenie pedagogiczne i znać języki ukraiński i polski.
Lekarzom też nie jest łatwo. Ukraińscy lekarze i pielęgniarki stopniowo zostają w polskich placówkach medycznych. Kierownikom szpitali, w których ze względu na braki kadrowe jest problem z planowaniem weekendów czy świąt, cudzoziemcy spadli z nieba. Ale bez nostryfikacji dyplomu i znajomości języka polskiego ukraińscy medycy mogą liczyć tylko na pracę asystenta.
Z najnowszych danych uzyskanych przez Politykę Zdrowotną w Ministerstwie Zdrowia wynika, że od początku 2021 roku sami lekarze ze wschodu (Ukrainy i Białorusi) złożyli łącznie 2942 wnioski o wydanie warunkowego zezwolenia na wykonywanie zawodu.
Między innymi ze względu na braki w znajomości języka polskiego, izby lekarskie nie zawsze przyznają cudzoziemcom warunkowe prawo do wykonywania zawodu. Specustawy dot. pandemii i pomocy uchodżcom pozwalają jednak na odwołanie się od decyzji izby do ministra zdrowia. "Dyrektorzy ochoczo korzystają z tego rozwiązania" - podaje serwis politykazdrowotna.com.
- U mnie pracuje anestezjolog i internista ze wschodu. Planuję zatrudnić kolejnego internistę, choć procedury wydawania zgód trwają miesiącami. Ci lekarze nie uzyskali prawa wykonywania zawodu w izbach lekarskich. A bardzo dobrze sobie radzą w pracy. Izby niestety im utrudniają podjęcie pracy. Te przepychanki są niezrozumiałe, gdyż medycy ze wschodu nie są konkurencją dla naszych - powiedział Jerzy Wielgolewski, dyrektor szpitala w Makowie-Mazowieckim w komentarzu dla politykazdrowotna.com.
Wielgolewski wyjaśnia, że pracy w ochronie zdrowia jest bardzo dużo, a luki zapełniają emeryci, którzy "nie zaprzestają świadczenia usług, gdyż widzą, jakie są braki". W przypadku woj. podlaskiego, na 800 lekarzy rodzinnych, 60 proc. to emeryci.