Dusan Vujasanin stoi na czele Biura Centralnej Agencji Poszukiwań ds. międzynarodowego konfliktu zbrojnego między Rosją a Ukrainą prowadzonego przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża (MKCK). Jego celem jest poszukiwanie osób zaginionych w wyniku konfliktu, zarówno Ukraińców, jak i Rosjan, a także wspieranie rodzin, które nie posiadają informacji o losie swoich bliskich. W wywiadzie dla Ukrayina.pl Dusan Vujasanin wyjaśnia, dlaczego Centralna Agencja Poszukiwań musi zachować neutralność; opowiada też o jeńcach wojennych po obu stronach frontu i dzieciach z terenów okupowanych.
Zadania Centralnej Agencji Poszukiwań wiążą się z misją i mandatem MKCK, sięgającymi ponad 150 lat wstecz i jasno określonymi w Konwencjach Genewskich. Niektóre z zapisów mówią, że w przypadku międzynarodowego konfliktu zbrojnego MKCK musi powołać do życia odpowiednie Biuro Centralnej Agencji Poszukiwań, którego głównym celem będzie poszukiwanie jeńców wojennych, pojmanych cywili, rannych i zabitych. Kiedy konflikt eskalował w 2022 roku, Rosja i Ukraina ustanowiły tzw. narodowe biura informacji. Te biura mają bardzo konkretny obowiązek - gromadzenie i centralizowanie wszystkich informacji o obywatelach drugiej strony, obecnie znajdujących się w ich rękach.
Rosyjskie Narodowe Biuro Informacji zbiera dane o ukraińskim personelu wojskowym oraz cywilach. Ukraińskie Narodowe Biuro Informacji robi to samo w stosunku do rosyjskich jeńców oraz cywili. Następnie oba biura narodowe dzielą się danymi z Biurem Centralnej Agencji Poszukiwań MKCK, które kolejno przekazuje je odpowiednim władzom - informacje przesłane przez biuro w Ukrainie przekazujemy władzom rosyjskim, które następnie poinformują rodziny, i na odwrót.
Biuro Centralnej Agencji Poszukiwań MKCK ma swoją siedzibę w Genewie, ponieważ Konwencje Genewskie wskazują, że musi znajdować się ono poza strefą konfliktu. Genewa to także miejsce narodzin MKCK i jego obecna siedziba, oferująca odpowiednie środowisko do rozmów zarówno ze stronami konfliktów zbrojnych, jak i rodzinami zaginionych. Obecnie w biurze pracuje około 60 osób. Otrzymujemy nie tylko informacje od stron konfliktu na temat osób chronionych (przez zapisy Konwencji Genewskich), które znajdują się w ich rękach, ale także wiele zgłoszeń od rodzin, które poszukują swoich bliskich.
Obecnie mamy ponad 25 tys. osób zaginionych, wciąż poszukiwanych, a liczba ta rośnie nawet o tysiąc miesięcznie. To dużo, naprawdę bardzo dużo. Liczba zaginionych jest wyjątkowo wysoka, zwłaszcza w tak krótkim czasie i stanowi istotne wyzwanie humanitarne, któremu jesteśmy oddani - po to, by ulżyć w bólu zdesperowanym rodzinom, czekającym ma wieści o swoich bliskich.
Musimy ściśle współpracować z władzami po obu stronach, ponieważ właśnie tam znajdują się odpowiedzi, których szukamy. Współpraca ta opiera się na dwustronnym, poufnym dialogu. Oznacza to, że nie wypowiadamy się publicznie i ten fakt może również stanowić wyzwanie, gdyż zdarza się, że z tego powodu doświadczamy presji z wielu stron. Naturalnie, rodziny chciałyby wiedzieć więcej, czasami chcą również, żebyśmy mówili publicznie o ich problemach i problemach jeńców wojennych. Z drugiej strony, mamy świadomość, że taka publiczna debata byłaby równoznaczna z naruszeniem poufności wobec stron konfliktu – w takiej sytuacji mielibyśmy wiele do stracenia.
Gdybyśmy w którymkolwiek momencie naruszyli zasadę poufności, prawdopodobnie przestalibyśmy otrzymywać informacje, co z kolei byłoby ze szkodą dla rodzin. Staramy się wyjaśniać rodzinom, ale także władzom, dlaczego mamy właśnie takie podejście, opierające się na dwustronnym dialogu. Pozwala nam ono uzyskiwać informacje, które są naprawdę niezbędne do wyjaśnienia miejsca pobytu wszystkich zaginionych osób.
Osobę uważa się za zaginioną od momentu, gdy bliscy utracili z nią kontakt i nie wiedzą, co się stało. Nalegamy, aby rodziny osobiście zwracały się do nas z prośbą o poszukiwania, ponieważ to one zwykle mają najwięcej przydatnych informacji. Od lutego 2022 r. otrzymaliśmy 32 tys. wniosków o poszukiwanie osób zaginionych. Niemal 8,5 tys. z nich zostało już zamkniętych, czyli wyjaśnionych - to oznacza, że rodzina otrzymała wieści o bliskim. Jednak wciąż pozostaje 25 tys. osób, których los należy wyjaśnić. Większość z nich to żołnierze.
Kwestia dzieci jest prawdopodobnie tą, o której mówi się najwięcej; jest też najbardziej skomplikowaną. Ściśle współpracujemy z władzami ukraińskimi, ale także rosyjskimi, w tej bardzo ważnej sprawie. Aby rozpocząć poszukiwania, musimy mieć jak najwięcej informacji o tym, co stało się z konkretnymi dziećmi, zaczynając od tożsamości, daty i miejsca urodzenia, imienia i nazwiska, a także okoliczności. Ponownie odnoszę się do dwustronnego, poufnego procesu, w którym omawiamy z władzami takie przypadki. MKCK uczestniczył już w kilkudziesięciu powrotach dzieci do Ukrainy. Ten system działa tylko dlatego, że utrzymujemy wspomniany wyżej dialog.
Kluczowe jest to, żeby nasze słowa nie były interpretowane w sposób, który jedna ze stron konfliktu uznałaby za naruszenie poufności. Poufność i neutralność są narzędziami, które pozwalają nam zająć się tymi tak ważnymi sprawami.
Zachowujemy dla siebie tę cichą, poufną dyskusję z obiema stronami konfliktu, ponieważ pozwala nam ona uzyskiwać informacje, dzielić się nimi z rodzinami i wyjaśniać losy oraz miejsce pobytu osób zaginionych.
W Rosji, tak samo jak w Ukrainie, istnieje Narodowe Biuro Informacji. Podlega ono Ministerstwu Obrony, z którym prowadzimy dialog, podobnie jak z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. MKCK ma również duże delegatury tak w Moskwie, jak i w Kijowie. Zawsze podkreślam, że system ten działa, choć nie jest doskonały. Otrzymujemy informacje zwrotne od obu stron i stale pracujemy nad jego ulepszeniem, aby zapewnić przestrzeganie zobowiązań stron wobec osób znajdujących się w ich rękach. Mechanizm ten wprowadzono po Drugiej Wojnie Światowej, w Konwencjach Genewskich z 1949 r. Dzisiaj, 75 lat później, widzimy, że nadal ma on sens.
Do tej pory MKCK odwiedził około 2 600 jeńców wojennych po obu stronach konfliktu. Nigdy nie wspominamy publicznie o tym, ile dokładnie osób odwiedziliśmy po konkretnej stronie. Władze mają świadomość, ilu jeńców wojennych odwiedziliśmy w ich kraju, a także po drugiej stronie frontu. Nie segregujemy tych informacji, nie mówimy też o tym, ile z 25 tys. zaginionych osób to Rosjanie czy Ukraińcy, ponieważ to, co ma znaczenie, to dostęp do wszystkich jeńców po obu stronach, i możliwość dostarczenia odpowiedzi rodzinom. Dlatego nigdy nie przestaniemy o ten dostęp prosić.
Konwencje genewskie bardzo jasno określają obowiązek zapewnienia MKCK dostępu do takich osób oraz to, jak on powinien wyglądać: że musimy mieć dostęp do wszystkich obszarów, z których korzystają, że mamy prawo rozmawiać z nimi na osobności. Podczas wizyt zawsze przyglądamy się warunkom i traktowaniu jeńców. Nasze obserwacje zostają następnie omówione z władzami w sposób nienaruszający poufności i wykluczający negatywne wykorzystanie zebranych informacji przez którąkolwiek ze stron.
Pamiętam spotkanie z 20 kobietami, których synowie i mężowie są jeńcami wojennymi w Rosji. Jedna z matek nalegała, abyśmy podzielili się z nimi i z szerszą publicznością informacjami o warunkach, w jakich znajdują się ich bliscy. Wyjaśniliśmy, że możemy powiedzieć o tym dziennikarzom, jednak konsekwencją takiego działania, niezależnie od tego, czy mówimy o jeńcach w Ukrainie, czy w Rosji, byłoby to, że niemal natychmiast utracilibyśmy dostęp do ich dzieci i mężów.
Po naszej rozmowie każda z tych 20 kobiet przyznała: "Proszę, nie wypowiadajcie się publicznie". Każda z nich nalegała, abyśmy nadal robili to, co robimy, a co czasami nie jest zbyt widoczne dla rodzin lub szerszej publiczności, ale w rzeczywistości pozwala nam nadal spotykać się z jeńcami. Dla mnie był to bardzo wzruszający moment.
Poza tym bardzo często jesteśmy w stanie odebrać wiadomości od jeńców i przekazać je rodzinie. Czy to wystarczy? Prawdopodobnie nie, ponieważ rodziny chcą odzyskać swoich bliskich, ale to i tak więcej, niż nic nie wiedzieć. Wyobraźcie sobie, co czuje rodzina, które nie ma pojęcia, co się stało z jednym z jej członków. W byłej Jugosławii, skąd pochodzę, udając się do kościoła, rodziny - nie mając żadnych informacji o swoich bliskich - zapalały świece zarówno za żywych, jak i zmarłych...
Na Cyprze, 50 lat po konflikcie, MKCK i władze nadal poszukują osób zaginionych. W byłej Jugosławii, choć minęło 25 lat od zakończenia wojny, wciąż są tysiące rodzin, które szukają swoich krewnych. Niestety, jest to problem, który nie zniknie wraz z zakończeniem działań wojennych. Wiemy też, że MKCK wraz z Polskim Czerwonym Krzyżem, który jest dla nas ważnym partnerem, oraz z innymi narodowymi stowarzyszeniami Czerwonego Krzyża, będzie nad tym pracować przez kolejne lata.
Nie da się tego uniknąć. Jednak nigdy nie polegamy w 100 proc. na nowych technologiach, takich jak sztuczna inteligencja - nasz zespół, koledzy, fizycznie przeglądają te wszystkie dane, aby je zweryfikować. Inną kwestią jest liczba informacji, które są obecnie dostępne w mediach społecznościowych, na Telegram, na YouTube. W naszym zespole są osoby, które spędzają całe dnie na monitorowaniu różnych kanałów i wyszukiwaniu wszelkich informacji na temat jeńców wojennych, osób zmarłych lub miejsc pochówku. Niektóre z tych filmów czy zdjęć są pobierane, a następnie śledzimy metadane pokazujące, kiedy i gdzie zostały nakręcone, weryfikujemy źródła, sprawdzamy informacje i, kiedy są one wiarygodne, uzupełniamy nimi nasze dane.
Myślę, że najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest to, że właśnie byliśmy w siedzibie Polskiego Czerwonego Krzyża, aby obejrzeć archiwa z czasów II wojny światowej. PCK wciąż otrzymuje ogromną liczbę próśb od rodzin poszukujących krewnych, którzy zaginęli w czasie Powstania Warszawskiego. Z kolei MKCK w Genewie posiada archiwa z I wojny światowej.
Każdego roku zwracają się do nas tysiące rodzin, wciąż mających nadzieję uzyskać informacje o krewnych, którzy znaleźli się w obozach niemieckich podczas I wojny światowej.
Potwierdza to, że zadania MKCK w tym zakresie będą kontynuowane przez lata. Mam nadzieję, że Biuro, w którym pracuję, zostanie zamknięte tak szybko, jak to możliwe, gdyż oznaczałoby to, że konflikt się zakończył. Bez względu na sytuację, będziemy wspierali rodziny tak długo, jak trzeba, nie szczędząc wysiłków, aby dostarczyć im odpowiedzi.