Państwa UE mogą pomóc Ukrainie w mobilizacji. Chodzi o tysiące rekrutów

Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski w wywiadzie dla RMF stwierdził, że UE może stworzyć Ukraińcom takie warunki pobytu w UE, które zachęcą ich do powrotu do Ukrainy i wypełnienia obowiązku wobec ojczyzny. - W Ukrainie mieszka 11 mln mężczyzn. Armia liczy ponad pół miliona i nie jest w stanie przyjąć kilkuset tysięcy nowych rekrutów. Nie mamy jak ich wyposażyć! Nie mamy broni, amunicji, artylerii. Niech nam lepiej dadzą sprzęt - mówi żołnierz, który walczy w Ukrainie.

W UE trwa dyskusja o ekstradycji do Ukrainy osób, które uchylają się przed mobilizacją i ukrywają się przed wojskiem za granicą. Kijów miał poprosić Brukselę o wsparcie w tej kwestii już pół roku temu. Chodzi o tych, którzy uciekli z kraju i nielegalnie przekroczyli granicę po 24 lutego 2022 roku. Według strony ukraińskiej, na terenie państw unijnych jest ich co najmniej kilka tysięcy.

Sikorski: UE może stworzyć takie warunki, że będą chcieli wrócić

Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w wywiadzie dla RMF powiedział, że UE mogłaby stworzyć takie warunki dla mężczyzn w wieku poborowym, które zachęciłyby ich do powrotu do Ukrainy. 

W świetle międzynarodowego prawa ekstradycja nie może natomiast dotyczyć Ukraińców, którzy legalnie wyjechali z kraju przed wojną i od wielu lat są rezydentami różnych państw UE. Z definicji bowiem ekstradycja to wydanie przez państwo władzom innego państwa osoby przebywającej na jej terenie, gdy jest ona podejrzana o popełnienie przestępstwa na terytorium państwa, które zwraca się z takim wnioskiem. W praktyce to oznacza, że Kijów może wystosować taki wniosek i prosić Warszawę o umożliwienie powrotu poszczególnych mężczyzn, którzy nielegalnie przekroczyli granicę ukraińsko-polską po wybuchu wojny na pełną skalę. Nie może tego zrobić wobec obywateli, które legalnie opuścili kraj i legalnie przebywają na terenie UE. 

Zobacz wideo Wołodymyr Zełenski - przez krytyków był nazywany komikiem i klaunem, dziś odważnie przewodzi Ukrainie

Eksperci podkreślają, że Polska może dokonać ekstradycji jedynie tych mężczyzn, którzy przekroczyli granicę nielegalnie. - Jeśli nie ma stempla w paszporcie, który się dostaje na przejściu granicznym, to osobie tej grozi deportacja nie tylko z terenu Polski, ale też z terenu całej Unii Europejskiej - wyjaśnia ukraiński ekspert wojskowy i politolog Iwan Stupak.

Dodaje też, że Polska nie może siłą wydalić osoby, które legalnie przekroczyły granicę i nie złamały prawa. Może natomiast chociażby celowo utrudniać proces legalizacji pobytu ukraińskich mężczyzn w Polsce, którzy są w wieku poborowym. - Choć nie jest to korzystne dla samej Polski. Może stracić miliony pracowników, a to prosty przepis na spowodowanie kryzysu w różnych branżach - zaznacza.

Agencje pracy już biją na alarm. Ukraińcy w wieku poborowym w obawie przed wdrożeniem przez Polskę restrykcji wobec nich wyjeżdżają dalej na Zachód. Najczęstszym kierunkiem są Niemcy. Prawnicy są zgodni, że każde państwo demokratyczne ma obowiązek do ochrony uchodźców, którzy poprosili o azyl w tym kraju. Gdyby Kijów naciskał na wydalenie osób, które nie popełniły żadnego przestępstwa, Warszawa może tego nie zrobić i powołać się na międzynarodową konwencję o ochronie praw człowieka.

Żołnierz: mamy w Ukrainie 11 mln mężczyzn i nie mamy jak ich wyposażyć

Radosław Sikorski w wywiadzie dla RMF stwierdził, że w krajach UE są setki tysięcy potencjalnych rekrutów. Dodał też, że powstałoby z tego kilka brygad. 

Tylko zdaniem samych żołnierzy problem polega na tym, że nawet tych obecnych brygad w Ukrainie nie ma jak wyposażyć. - To jest jakaś tragedia. Nie mogą nam dać sprzętu, ale zastanawiają się, czy wydalać Ukraińców z UE. Nie wszyscy mają gdzie wrócić i nie każdego tu przyjmą do wojska. Proszę mi wierzyć - mówi.

Według ukraińskiego politologa Ołeksandra Suszko zmiany w legalizacji pobytu mężczyzn na terenie UE mogą dotyczyć tylko nowo przybyłych. - Prawo nie działa wstecz. Nie może też dyskryminować. Państwo przyjmujące nie może pozbawić nadanego już statusu uchodźcy - mówi Suszko.

Nie chodzi o to, że nie mamy ludzi. W Ukrainie jest 11 mln Ukraińców. Nie ma takiej armii na świecie. Nie wszyscy są w wojsku! Cała armia składa się z mniej więcej pół miliona osób. Nie mamy broni, amunicji, artylerii.  Nie mamy jak ich wyposażyć. Niech lepiej dadzą nam pociski i czołgi, które się kurzą w magazynach w całej Europie

- mówi nam żołnierz walczący w Donbasie, który po 24 lutego zgłosił się do obrony terytorialnej jako ochotnik. 

8 lipca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i premier Donald Tusk podpisali dwustronną umowę o bezpieczeństwie między oboma krajami. Dokument zawiera m.in. punkt dotyczący sformowania w Polsce Legionu Ukraińskiego, który podlega Siłom Zbrojnym Ukrainy. Polska ma pomóc przyszłym żołnierzom w szkoleniach wojskowych.

Szef polskiego MSZ Radosław Sikorski na szczycie NATO w Waszyngtonie poinformował, że do tego legionu dołączyło już kilka tysięcy ochotników. To nowa ukraińska jednostka ochotnicza, która ma pomóc w rekrutacji chętnych za granicą.  Jak wyjaśnił później w Polskim Radiu wiceminister obrony Paweł Zalewski, Polska nie będzie celowo szukać Ukraińców do wstąpienia do Legionu Ukraińskiego. Robią to ukraińskie placówki konsularne na terenie Polski. - Państwo polskie nie jest zaangażowane w ten proces [rekrutacji - red.], ponieważ zgodnie z prawem nie może tego robić. Dlatego rekrutacja odbywa się przy pomocy ukraińskich urzędów konsularnych - powiedział Zalewski.

Żołnierze po szkoleniach w Polsce pojadą do Ukrainy i będą służyć na froncie. - Będą mieli prawo do powrotu [do Polski - red.], ponieważ ważne jest również, aby po zakończeniu służby wojskowej mogli wrócić do miejsca, z którego wyjechali, do miejsca, w którym zostawili swoje rodziny - powiedział wiceminister.