Rosyjska operacja "Destabilizacja". Ekspert: Tak Kreml atakuje Europę

W Ukrainie zatrzymano grupę dywersantów współpracujących z FSB, która stała za podpaleniami obiektów cywilnych w Polsce i państwach bałtyckich. Ukraińska policja twierdzi, że ta sama grupa może stać za podpaleniem hali przy Marywilskiej. Polskie służby na razie tego nie komentują. Eksperci twierdzą, że to element rosyjskiej wojny hybrydowej. - Rosja stosuje cyberataki, sabotaż, podpalenia, planuje zamachy i dyskredytację niektórych polityków, żeby wpłynąć na wyniki wyborów - mówi politolog z Kijowa Jewhen Magda.

25 lipca w obwodzie iwanofrankowskim w Ukrainie zatrzymano członków grupy przestępczej, która według ukraińskich służb stoi za podpaleniami w Polsce i państwach bałtyckich. Ukraińska policja twierdzi, że te osoby mogły stać za podpaleniem hali przy Marywilskiej. Polska policja odsyła polskich dziennikarzy do ABW, a polskie służby na razie nie komentują tych informacji płynących z Kijowa.

Biuro Prokuratora Generalnego w Kijowie wydało komunikat, w którym czytamy, że zatrzymani przez ukraińskie służby dywersanci współpracowali z FSB i werbowali Ukraińców o prorosyjskich poglądach. Dowiadujemy się też, że posiadanie ukraińskiego obywatelstwa u sprawców było wymogiem FSB. "Miało to zmniejszyć wiarygodność Ukraińców w państwach, które dały im schronienie w czasie wojny" - czytamy w komunikacie ukraińskiej policji. 

Operacja "Destabilizacja". Ukraińskie służby zdradzają szczegóły

Ukraińska policja nagrała specjalny film, w którym krok po kroku tłumaczy, na czym polegała ta rosyjska akcja. Kreml nazwał tę operację "Destabilizacja" i miała ona polegać na wzbudzeniu strachu w tych państwach, które pomagają Ukrainie. Sprawcy działali na terenie Unii Europejskiej, w tym w Polsce i państwach bałtyckich. Niektórych podpaleń już dokonali. Do kolejnych się dopiero szykowali. 

FSB zawerbowało mieszkańca Iwano-Frankiwska, który pomagał im rekrutować kolejne osoby w Ukrainie. Następnie poprzez pośredników przekazywało im fałszywe paszporty, które miały umożliwić ich wyjazd z Ukrainy do UE. Rosjanie płacili im w dwóch ratach. Pierwsza rata była po to, by zachęcić do współpracy. Drugi przelew był robiony po tym, jak w mediach pojawiały się dowody na podpalenie wskazanego przez FSB obiektu infrastruktury cywilnej lub krytycznej.

Podczas śledztwa ukraińska policja przeprowadziła około 40 przeszukań w różnych częściach Ukrainy. W obwodach zaporoskim, iwanofrankiwskim, połtawskim i w Kijowie. Sprawców śledzono przez kilka miesięcy. Przechwycono ich smsy. Podsłuchiwano, a później nagrywano ich rozmowy telefoniczne, które dziś są dowodami w tej sprawie. Funkcjonariusze skonfiskowali broń i amunicję, dziewięć samochodów i gotówkę o równowartości ponad 90 tys. dolarów (354 tys. złotych).

Jak podaje ukraińska policja, akcja ukraińskich służb przebiegała we współpracy z polskimi służbami. Choć polskie służby na razie tego nie komentują. 

Zatrzymanym w Ukrainie dywersantom grozi dożywocie. "Są podejrzani o zdradę stanu, zniszczenie cudzego mienia, a także fałszowanie i sprzedaż fałszywymi dokumentami" - czytamy w komunikacie prokuratury w Kijowie. 

Ekspert: to część wojny hybrydowej, którą Rosja wypowiedziała Europie

Zarówno ukraińscy, jak i polscy eksperci zwracają uwagę na fakt, że coraz częściej dochodzi też do rosyjskich ataków hakerskich na duże stacje telewizyjne czy na portale w Europie. Rosyjskie służby działają nie tylko na terenie Polski i państw bałtyckich. Na początku lipca czeskie centrum zwalczania przestępczości opublikowało raport, z którego wynika, że Rosja aktywizowała działania dywersyjne też w Czechach. Jak czytamy, w ten sposób Kreml chce doprowadzić do zakłóceń i zmniejszenia wsparcia Zachodu dla Kijowa.

"W te działania Kreml angażuje lokalną ludność i przestępców. Republika Czeska, podobnie jak reszta Europy, stała się celem rosyjskich ukierunkowanych operacji mających na celu zmniejszenie poparcia dla Ukrainy. W tym celu Rosja wykorzystuje sabotaż oraz celowe ataki na infrastrukturę krytyczną i transportową" - czytamy w czeskim raporcie.

Ukraiński politolog Jewhena Magdy twierdzi, że takich metod zastraszania Kreml ma sporo. - Destabilizacja sytuacji w wielu krajach naraz powoduje wzrost niepokojów społecznych. To podsyca ksenofobię i nienawiść na tle etnicznym  - mówi.

Ekspert uważa również, że Kreml może rekrutować i wykorzystywać migrantów właśnie po to, aby wzbudzić niechęć do nich w Europie. Skutki tego widzimy, chociażby, na polsko-białoruskiej granicy.

- Związek Radziecki stworzył olbrzymią agenturę wpływu w Europie Zachodniej, a pod rządami Putina Kreml wspierał różnych polityków w Europie, żeby te wpływy zachować. Nikt z nich nie krzyczał wprost, że jest za Putinem. Nikt Putina nie wołał. Nie, Rosja działa znacznie subtelniej - tłumaczy i podaje przykład protestów w Europie, które Rosja wspiera lub finansuje.

- Rosja organizuje i angażuje się w protesty przeciwko dostawom broni do Ukrainy. Formalnie ich organizatorzy nie mówią, że są za Putinem. Mówią, że chcą pokoju, ale w rzeczywistości grają na rękę Rosji. Rosyjskie służby specjalne rekrutują migrantów do przeprowadzania prowokacji, podpaleń i napadów. Niestety, są wśród nich obywatele Ukrainy - mówi.

Zobacz wideo Wołodymyr Zełenski - przez krytyków był nazywany komikiem i klaunem, dziś odważnie przewodzi Ukrainie

Politolog: Europejczycy odczuwają skutki rosyjskiej dezinformacji

Według Magdy jedną z metod wojny hybrydowej, którą już doświadczają Europejczycy, jest propaganda. Politolog tłumaczy, że Kreml fałszuje informacje i używa jej jako broni przeciwko innym, a to niesie za sobą spore niebezpieczeństwo.

- Przeciętny Europejczyk jest przyzwyczajony do wyboru, jeśli chodzi o media. Dziś kanałów informacyjnych jest ich tak dużo, że łatwo jest wrzucić do tego burdelu kłamstwo i nikt tego nie zauważy, ale je skonsumuje. Rosja to dość umiejętnie wykorzystuje przeciwko nam - dodaje.

Ekspert zauważa, że na Zachodzie tego już nie bagatelizują, ale wciąż nie wiedzą, jak to zatrzymać. Po wybuchu wojny na pełną skalę Bruksela ograniczyła nadawanie Russia Today (rosyjskiego kanału) na terenie Unii Europejskiej. Jednak obecnie tylko Francja w Europie prowadziła odpowiednie regulacje, aby zapobiec ingerencji Rosji w kampanie wyborcze. Chodzi o weryfikacje fałszywych wiadomości czy podejrzanych fake newsów, które pojawiają się w czasie każdej kampanii.

- Jestem pewien, że zachodnie służby wywiadowcze pracują dość aktywnie, aby przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie, ale Kreml ma w tym spore doświadczenie i nowe metody, aby utrudnić im to zadanie - mówi Magda.

Politolog przypomina też, że Kreml robił to samo w Ukrainie przed okupacją Krymu. Zaczął od wywierania na ludzi wpływu poprzez informacje, a w 2014 roku zaangażował w ten proces też armię i zaczął wojnę w Donbasie, która w 2022 roku ogarnęła całą Ukrainę.