Propagandyści w Moskwie straszą Ukraińców zatopieniem Kijowa. W proputinowskich talk show od tygodni wałkują temat możliwej eksplozji w kijowskiej elektrowni wodnej na Dnieprze. Twierdzą, że gdyby to się stało to ukraińską stolicę zaleje tak jak w wypadku nagłej, olbrzymiej powodzi. Czy Rosjanie mogą to zrobić?
O możliwym zatopieniu Kijowa mówi m.in. rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa. W wywiadzie dla pracowników prokremlowskich mediów wróciła do tego, co wydarzyło się w Nowej Kachowce.
Powtórzyła znaną narrację Putina o tym, że Ukraińcy rzekomo sami zniszczyli własną elektrownię wodną pod Chersoniem, co poskutkowało zatopieniem kilkudziesięciu miejscowości i ewakuacją mieszkańców.
Tym razem stwierdziła, że Ukraina "przygotowuje kolejną prowokację, a winą za to obarczy Rosję". Kijów potępił tę wypowiedź Rosjanki. - Wpisują ją w rosyjską propagandę, która ma na celu sianie chaosu i paniki wśród mieszkańców - mówią w kierownictwie Ukrhydroenergro, która nadzoruje i zrzesza wszystkie elektrownie wodne w Ukrainie.
- Nawet jeśli Rosjanie uderzą w tamę kijowskiej elektrowni wodnej, to nie doprowadzi to do takiej katastrofy, jaka wydarzyła się w Nowej Kachowce - zapewnia Igor Syrota, szef ukraińskiej instytucji państwowej Ukrhydroenergo w rozmowie z LIGA.net.
Twierdzi, że kachowska tragedia w Kijowie się nie powtórzy, bo elektrownia wodna pod Chersoniem jest sześć razy większa od kijowskiej. Po drugie, ten obiekt jest lepiej dziś chroniony przez Siły Zbrojne Ukrainy.
Ale nawet gdyby Rosjanie uderzyli w tamę kijowską na Dnieprze, to wodą zaleje budynki położone maksymalnie 15 kilometrów od rzeki. Woda sięgnie do piwnic i zatrzyma się na poziomie parteru. Tam i tak nie wolno się budować przez ryzyko powodzi. Naprawa stacji byłaby bardzo kosztowna i czasochłonna
Eksperci w Kijowie również próbują uspokoić mieszkańców. Zapraszani do ukraińskich mediów twierdzą, że Rosjanie straszą zatopieniem Kijowa, bo nie mogą pogodzić się z tym, że przez 891 dni nie potrafili zająć Kijowa. Dodają też, że w praktyce całkowite zatopienie Kijowa to raczej mało realny scenariusz.
Wiktor Wyszniewski, ukraiński hydrolog i geograf również uważa, że możliwy rosyjski atak na elektrownię wodną na Dnieprze nie spowoduje zalania ukraińskiej stolicy. Jak wyjaśnił w ukraińskim radiu, większość miasta znajduje się na wysokości 140-150 metrów, a woda tam nie sięgnie, bo zbiornik w Kijowie ma w sumie 103 metry wysokości.
- Cały Kijów nie może zostać zalany, przynajmniej dlatego, że zdecydowana większość jego terytorium znajduje się co najmniej 40 metrów nad rzeką. Tak jak woda oceaniczna ze względu na położenie geograficzne nie ma szans sięgnąć wysokości Tybetu - twierdzi ekspert.
Dodał, że jedna rosyjska rakieta, a nawet kilka takich pocisków, nie potrafią zniszczyć kijowskiej elektrowni. Tłumaczy, że to duży obiekt, który ma potężną konstrukcję, a turbiny elektrowni znajdują się głęboko pod ziemią. W związku z tym Rosjanom trudno będzie je zniszczyć.
- Dokonaliśmy obliczeń możliwych powodzi. Nawet gdyby na przykład w miejscu elektrowni wodnej powstała duża dziura o szerokości 300 metrów to cały Kijów nie zostanie zalany. Woda zaleje niewielki obszar, który rozciąga się wzdłuż brzegów rzeki Dniepr. Mówię o rejonie Dolnych Ogrodów" - wyjaśnił hydrolog.
Według Iwana Stupaka, ukraińskiego politologa i byłego współpracownika Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, rosyjskie straszenie atakiem na tamę w Kijowie jest kolejnym elementem rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej.
- Rosjanie zawsze grają na emocjach. Wrzucają coś do naszej przestrzeni informacyjnej i oczekują reakcji. Strachu lub szoku. Najgorsze jest to, że ludzie to czytają i wysyłają znajomym. Tak to się rozpowszechnia i w społeczeństwie powstaje lęk. W tych czasach musimy szczególnie uważać na to, co czytamy i podajemy dalej - mówi Iwan Stupak.
Ekspert zauważył, że ten temat pojawił się w Rosji jako zastępczy zaraz po tym, jak rosyjskie wojsko zaatakowało szpital dziecięcy w centrum Kijowa. Kilka osób zginęło na miejscu. Prawie sto osób zostało rannych, w tym dzieci, ich rodzice i lekarze.
Przypomnijmy: 8 lipca, kiedy Zełenski przebywał z wizytą w Warszawie, rosyjska rakieta uderzyła w szpital dziecięcy Okhmatdyt w Kijowie. Placówka jest przeznaczona dla dzieci z poważnymi chorobami onkologicznymi. Zdjęcia maluchów we krwi obiegły wszystkie media społecznościowe, a atak został szybko potępiony przez sojuszników Ukrainy. Niemcy przeznaczyły 100 mln euro na odbudowę szpitala w Kijowie.