Jej miasto jest okupowane przez Rosjan. Spotyka się z dziadkami przy linii frontu

Marta Radio
Syreny tu wyją bez przerwy, dachy drżą od pobliskich wybuchów. Na skrzyżowaniu starsza pani sprzedaje warzywa z własnego ogródka, a jabłka za darmo można zerwać z drzewa. Tak wygląda Drużkiwka, miasteczko położone przy linii frontu w Donbasie, w którym przez rok nie było ani prądu, ani wody. - Ludzie oswoili się z wybuchami i nauczyli się je rozróżniać - mówi w rozmowie z Ukrayina.pl Liza Sekretarenko, która niedawno opuściła miasto.

Liza Sekretarenko pochodzi z Donbasu. Urodziła się w mieście Zuhres, które znajduje się w pobliżu Iłowajska. Latem 2014 roku jej rodzinne miasto zostało zajęte przez wojska rosyjskie. Kiedy Rosja zaczęła walkę o Donieck i Ługańsk w 2014 roku, młoda kobieta wraz z rodzicami przeniosła się do Drużkiwki położonej w północnej części Donbasu między Kramatorskiem a Kostiantyniwką. Tam było bezpieczniej, ale tylko przez chwilę.

Rosjanie zaczęli bitwę o Iłowajsk, a później o Zuhres. Ukraińskie wojsko wyzwoliło rodzinne miasto Lizy w lipcu 2014 roku, ale rosyjskie wojsko wróciło tam w czasie inwazji na pełną skalę.

Liza: Moje miasto jest okupowane, spotykam się z dziadkami przy linii frontu

Rodzinne miasto naszej rozmówczyni wciąż znajduje się pod okupacją. Do dziś krewnych i dziadków Liza odwiedza w Drużkiwce, która jest położona kilkanaście kilometrów od linii frontu i stała się dla jej rodziny drugim domem. Wczoraj spadła tam rosyjska rakieta, która zniszczyła miejski dom dziecka. 

- Pamiętam, jak opuściliśmy z rodziną Zuhres z letnimi ubraniami. Nie miałam rzeczy, które można było założyć do nowej szkoły w Drużkiwce. Wtedy wydawało mi się, że tu jest spokojnie. A teraz odczucia są zupełnie inne - mówi Liza w wywiadzie dla Ukrayina.pl.

Liza wspomina, że Drużkiwka zmienia się codziennie, bo zniszczeń po atakach przybywa, choć ludzie już tego nie dostrzegają. - Miasteczko od lat znajduje się w pobliżu linii frontu, a mieszkańcy się tak przyzwyczaili do wybuchów, że już nie reagują na eksplozje - wyznaje. 

W 2014 roku, zanim Rosja zaczęła działania wojskowe w Donbasie, w Drużkiwce mieszkało około 53 tys. osób. Według lokalnych władz tylko w 2022 roku miasto opuściło ponad 25 tys. mieszkańców. Byli też tacy, którzy mimo ostrzałów nie chcieli opuszczać Donbasu.

- Bardzo rzadko można usłyszeć na ulicach Drużkiwki śmiejące się dzieci, zobaczyć młodzież. Ale to są wyjątki. Wygląda na to, że w mieście mieszkają głównie osoby starsze i żołnierze - mówi Liza.

Drużkiwka
Drużkiwka Lisa Sekretarenko/archiwum osobisty

Liza mówi, że słychać za to, jak Rosjanie ostrzeliwują sąsiednie miasta:Kostiantyniwkę i Kramatorsk. - Ludzie nie zwracają już uwagi na te dźwięki i potrafią wyraźnie odróżnić wybuchy. Jeśli eksplozję słychać w oddali, wszyscy dalej zajmują się swoimi sprawami. Jeśli bliżej, to idą się schować. Miasto ma mobilne schrony w pobliżu przystanków autobusowych - dodaje kobieta. 

Podobnie jak w wielu innych ukraińskich miastach, mieszkańcy Drużkiwki starają się mieć spakowane plecaki na czarną godzinę. Znoszą do piwnic też ważne rzeczy, żeby przetrwały atak, jeśli się wydarzy.

- W domu moich dziadków w Drużkiwce nie ma już rodzinnych zdjęć i albumów. Wszystkie najcenniejsze rzeczy są w piwnicach. To na wypadek, gdyby do miasta wkroczyli Rosjanie. Ludzie mają do pełna zatankowane samochody, gdyby przyszło ucieka,  i zaopatrują się w żywność regularnie tak, żeby starczyło na co najmniej kilka dni. Moi dziadkowie na wszelki wypadek kupili duży worek ziemniaków i worek cebuli, a także znieśli do piwnicy kilka koców, gdyby przyszło im tam spać - wspomina nasza rozmówczyni.

W niebie ślady po eksplozjach, a ludzie piją kawę i rozmawiają o wojnie

Mieszkańcy mówią, że Drużkiwka dostosowała się do warunków wojennych na tyle, na ile było to możliwe. Chociaż niektóre duże markety zostały zamknięte, to pojawiły się nowe mniejsze sklepy, gdzie można na miejscu coś przekąsić na szybko i ruszyć dalej. Liza opowiada, że prawie wszystkie szklane drzwi i okna w mieście są pokryte taśmą i sklejką, a na ścianach widnieje napis "działamy", żeby ludzie nie mieli wątpliwości, czy sklep jest otwarty.

Otwarty sklep w Drużkiwce na Donbasie
Otwarty sklep w Drużkiwce na Donbasie Lisa Sekretarenko/archiwum osobisty

W Drużkiwce działają apteki, bankomaty i nawet biuro paszportowe. Lokalny szpital też jest otwarty. - Aby skorzystać z tych usług i wyrobić sobie dokumenty, ludzie ustawiają się w kolejkach o piątej nad ranem, jak tylko skończy się w mieście godzina policyjna - mówi nam Liza.

Opowiada, że do dziś temat wojny jest na ulicach Drużkiwki dominujący. - Wszyscy omawiają ostatnie wiadomości i dyskutują. Pytają się też o swój stan zdrowia. Takie są rozmowy - mówi.

W Drużkiwce przez rok nie było ani gazu, ani wody. W mieście postawiono publiczne studnie. Ludzie zaopatrywali się w wodę i próbowali rowerami przywieść ją do domu, żeby zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Często pomagali sobie nawzajem przeżyć te najtrudniejsze tygodnie. 

Dostawy prądu zostały przywrócone, a mieszkańcy wspominają czasy, kiedy wojny nie było. - Rodzinne wieczory wyglądały zupełnie inaczej. Kiedyś robiliśmy pikniki nad rzeką. Teraz nie wolno długo być poza domem. Ludzie robią grilla pod blokiem, żeby mieć blisko do domu, bo w każdej chwili może zacząć się ostrzał - mówi nam Liza. Przyznaje też, że są to jedynie chwile pozornej normalności, bo wszyscy wiedzą, że niebezpieczeństwo jest blisko.

Letnia rosyjska ofensywa w Donbasie trwa, a rosyjskie wojsko dostało rozkaz, żeby zająć cały region do 1 października, o czym pisaliśmy tutaj. W Pentagonie mówią, że wojska rosyjskie próbują przedostać się do Pokrowska w Donbasie, ale jak dotąd nie udało im się zdobyć miasta. Ukraińscy wojskowi są pewni, że Pokrowsk jest kluczową miejscowością dla dalszych planów wroga.