Sytuacja po fali powodziowej na Dolnym Śląsku nadal jest trudna, a skutki żywiołu wciąż są odczuwalne. Miasta na Śląsku i Opolszczyźnie w wyniku powodzi wyglądają jak po katastrofie. Poziom wody w wielu miejscach przekroczył ten, który osiągnął w 1997 roku, podczas powodzi tysiąclecia. Zniszczone domy, zalane drogi i zalegające odpady to codzienność wielu miejscowości. Jednym z najważniejszych wyzwań jest obecnie usunięcie odpadów popowodziowych, które stwarzają zagrożenie epidemiologiczne. Władze apelują o szybkie podjęcie działań. Marszałek województwa Paweł Gancarz zaapelował, by pomoc humanitarna była kierowana do wyznaczonych punktów, tzw. hubów regionalnych, skąd trafi do najbardziej potrzebujących.
Na zalanych terenach wolontariusze pomagają lokalnej społeczności poradzić sobie ze skutkami katastrofy. Podkreślają, że najmniejsze miejscowości najbardziej potrzebują wsparcia. Zamiast spędzać czas wolny, przyjeżdżają do wsi dotkniętych powodzią, aby sprzątać ulice, domy i podwórka. Wśród nich są także Ukraińcy mieszkający w Polsce.
Arsen i Seweryn, obywatele Ukrainy mieszkający we Wrocławiu, jeszcze kilka dni temu angażowali się w budowę i wzmacnianie wałów przeciwpowodziowych. Teraz pomagają mieszkańcom zalanych miejscowości w walce ze skutkami kataklizmu. Odwiedzili m.in. Ścinawkę Średnią i Dolną. Rzeka Ścinawka zalała blisko 400 domów i mieszkań. W jednym z domów pomagali w sprzątaniu podłogi, a później udali się do Skrzynki. W punkcie pomocy otrzymali kanapki, które rozdawali mieszkańcom i innym wolontariuszom, a także pomagali sortować pomoc humanitarną w magazynie.
- Pojechaliśmy również do Radochów, które bardzo ucierpiały w wyniku powodzi. W lokalnym centrum pomocy skierowano nas do rodziny, która potrzebowała wsparcia. Pracy było tam mnóstwo. Na miejscu dostaliśmy rękawiczki i łopaty, więc mogliśmy od razu zacząć działać. Rodzina, której pomagaliśmy, straciła połowę dobytku. Razem z innymi wolontariuszami sprzątaliśmy podwórko i wynosiliśmy zniszczone przedmioty. Ze stodoły wyciągnąłem nawet kilka znaków drogowych. Fala musiała być naprawdę potężna - opowiada Seweryn w rozmowie z nami.
Dodaje, że na terenach dotkniętych powodzią jest wielu chętnych do pomocy. Największe wsparcie potrzebne jest w małych, trudno dostępnych miejscowościach. - Są ludzie, którzy przywożą jedzenie i inne produkty. Od wsi do wsi jeżdżą medycy, pytając, czy ktoś nie potrzebuje leków. Atmosfera solidarności jest tam niesamowita. Mieszkańcy, mimo tragedii, czują, że nie są sami i mają nadzieję, że wszystko wróci do normy - podkreśla.
Arsen w rozmowie z Ukrayina.pl wyraził podziw dla skali pomocy udzielanej przez wolontariuszy. - Każdy wie, co ma robić. Ta solidarność jest niesamowicie inspirująca. W miejscu wielkiego smutku spotykają się ludzie o dobrym sercu, którzy dają z siebie wszystko. To niezwykle motywujące - mówił Arsen.
Podkreślił również, że Ukraińcy doskonale rozumieją, co oznacza utrata domu z powodu wielkiej wody. - Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, musimy okazać solidarność. Wiemy, czym są powodzie i jakie mają skutki. Sami doświadczyliśmy tego, kiedy Rosjanie zalali Chersoń i południową Ukrainę - powiedział.