Tysiąc hrywien od Zełenskiego. To jedno z najczęściej wyszukiwanych haseł w Ukrainie w ostatnich dniach. I jeden z najgłośniej krytykowanych w kraju pomysłów ukraińskiego przywódcy.
Pod koniec października prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zlecił rządowi wprowadzenie nowego programu wsparcia obywateli. Od 1 grudnia każdy Ukrainiec, niezależnie od wieku i statusu społecznego, ma dostać 1000 hrywien (to równowartość 100 złotych) od państwa. Wypłata będzie jednorazowa i możliwa po złożeniu specjalnego wniosku.
To oznacza, że trzyosobowa rodzina może dostać 3 tys. hrywien, a pięcioosobowa rodzina w Ukrainie będzie mogła dostać nawet 5 tys. hrywien, czyli 500 złotych wsparcia. Łącznie ten pomysł będzie kosztował budżet państwa 30-40 mld hrywien, czyli blisko 4 mld złotych, w zależności od tego, jak wielu obywateli Ukrainy złoży wnioski.
Wiceminister gospodarki Ukrainy Oleksii Sobolew tłumaczy, że środki pochodzą z rządowych programów ukraińskich resortów w Kijowie, które przez wojnę nie zdążyły zrealizować wszystkich celów i wydać wszystkich środków zabudżetowanych na ten rok.
- Nie są to nowe pakiety wsparcia od partnerów. Są to pieniądze, których nie wydaliśmy i które musimy wydać do końca roku - wyjaśniał ukraiński wiceminister.
Nie tylko krytycy, ale też część żołnierzy zarzucają Zełenskiemu rozrzutność i proponują, aby te pieniądze wydać na wojsko. Niektórzy internauci zapowiadają, że nie wezmą tych pieniędzy. Część obywateli twierdzi, że to nadużycie. - Ta hojność prezydenta wygląda absurdalnie w obliczu biedy i wojny w kraju - piszą krytycy pomysłu.
Iryna Geraszczenko z opozycyjnej partii Europejska Solidarność nazwała program Zełenskiego "populistycznym absurdem". Dziennikarz opozycyjnego portalu Cenzor.net Jurij Butusow nazwał pomysł Zełeńskiego "zbrodnią na państwie". - Takie pomysły kompromitują nasz kraj w oczach partnerów. Moglibyśmy za te pieniądze kupić miliony dronów na pół roku do przodu - mówi Butusow.
Wiceminister gospodarki Ukrainy tłumaczy, że środki te nie mogą zostać przeznaczone na armię, bo pochodzą od prywatnych darczyńców.
- Środki te wpłynęły do naszego budżetu od darczyńców i istnieje prawny warunek, że nie mogą one zostać wykorzystane na wydatki wojskowe - wyjaśnia wiceminister gospodarki Ukrainy Oleksii Sobolew.
Mówi, że te środki mogą być wydane jedynie na cele humanitarne, takie jak wsparcie obywateli.
Obywatele Ukrainy będą mogli wydać te pieniądze na opłacenie rachunów, zakup jedzenia lub leków, a także zakup biletów na pociąg lub zakup ukraińskich książek. - Pieniądze te muszą być jednak wykorzystane w okresie zimowym - w grudniu, styczniu i lutym. To ważne, że będą wydane w Ukrainie. Czyli częściowo wrócą do naszego budżetu - tłumaczą ekonomiści.
Część ekonomistów w Kijowie krytycznie ocenia pomysł Zełenskiego. Tłumaczą to tym, że dla bogatych Ukraińców lub tych z klasy średniej tysiąc hrywien to nie są pieniądze, które mogą pomóc w codziennym wojennym życiu. Z kolei środki te mogłyby trafić do uchodźców z okupowanych lub ostrzeliwanych miast lub też do tych mieszkańców, którzy naprawdę borykają się z biedą.
- Pieniądze, które rząd zamierza rozdać obywatelom to środki naszych zachodnich partnerów, których nie można było wydać na siły obronne... Jedyną motywacją tej decyzji o dystrybucji miliardów hrywien jest populizm. Twardy populizm. I niestety są to decyzje szkodliwe. Te pieniądze powinny być wykorzystane bardziej efektywnie. W kraju jest wiele innych potrzeb niż tylko rozrzucanie pieniędzy z helikoptera prezydenta - mówi ukraiński ekspert finansowy Serhii Fursa w rozmowie ze stacją Suspilne.
Według Fursy pieniądze te mogłyby zostać wydane przez Kijów inaczej.
- W naszym kraju jest wielu uchodźców wewnętrznych. To są ludzie, którzy stracili wszystko. Wsparcie dla nich jest ważniejsze niż rozdawanie tysięcy hrywien tym, którzy nie skarżą się na brak pieniędzy - uważa ukraiński ekonomista i obawia się, że pomysł Zełenskiego jeszcze bardziej rozpędzi inflacje w kraju.
- Inflacja przyspieszyła w ostatnich miesiącach, a Narodowy Bank Ukrainy stara się z nią walczyć, utrzymując przede wszystkim stały kurs wymiany hrywny. Dlatego inflacja jest czynnikiem, który należy wziąć pod uwagę. I, niestety, ja tu widzę problem - wyjaśnia.
Pomysł Zełenskiego nie jest nowy. Już przed wojną w 2021 roku prezydent Ukrainy wprowadził podobny program. Tysiąc hrywien od państwa za pośrednictwem aplikacji Diia dostali ci, którzy zaszczepili się przeciwko koronawirusowi. Ukraińcy mogli wykorzystać te pieniądze po pandemii, żeby rozruszać gospodarkę po lockdownie. Tysiąc hrywien można były wydać m.in. na zakup karnetu na siłownię, biletów do kina, teatru czy muzeów na terenie Ukrainy.