Poszedł do sąsiadów, a na jego dom spadły rakiety. Wszyscy zginęli. "Ludmiła zaczynała mówić pierwsze słowa"

Rodzina Kisiliw mieszkała w Łymanie w obwodzie donieckim. Rosyjska rakieta zabiła 53-letnią babcię Olenę, 55-letniego dziadka Anatolija, 34-letnią matkę Wiktorię i czwórkę dzieci - 14-letnią Katię, 9-letnią Saszę, 2-letnią Olenę i roczną Ludmiłę. Rodzina schroniła się przed ostrzałem w piwnicy. Ocalał tylko ojciec dzieci Jewgienij, którego nie było w domu, kiedy uderzyły rakiety. Wkrótce również mężczyzna zginął od wybuchu rosyjskiej miny.

- To nieopisany ból dla naszej rodziny – mówi krewna ofiar Hrystyna Skobelska. - Moja mama Inna i zmarła ciocia Olena były siostrami. Urodziły się w rejonie charkowskim. W dzieciństwie straciły matkę i dużo pracowały od wczesnych lat. Po szkole ciocia Olena została pielęgniarką. Wyszła za mąż za Anatolija, który pracował jako tokarz - dodaje

Para osiedliła się we wsi Dobrowillja w obwodzie charkowskim. Hodowali bydło, mieli ogród. Kobieta pracowała jako pielęgniarka w miejscowej przychodni. Mieli syna Jewgienija.

W 2005 roku rodzina Kisiliw przeprowadziła się do miasta Łyman w obwodzie donieckim. Olena Kisil rozpoczęła pracę jako pielęgniarka w Centralnym Szpitalu Powiatowym. - Ciocia Olena lubiła swoją pracę, koledzy cenili ją za dobre serce i profesjonalizm – kontynuuje Hrystyna.

Jewgienij ukończył szkołę kolejową w Łymanie i dostał pracę w fabryce pasz. Razem z ojcem uprawiał też kukurydzę na sprzedaż i budował na zamówienie domy letniskowe. - Mieli status złotych rączek - mówi Hrystyna.

Życie Jewgienija nie układało się. Z pierwszą żoną szybko się rozwiedli. Para miała córkę. - Uwielbiał Diankę, a nawet zrobił sobie na jej cześć tatuaż – mówi Hrystyna.

Kilka lat temu Jewhen Kisil poznał swoją przyszłą drugą żonę, Wiktorię Poliwanovą. Kobieta miała dwoje dzieci - syna Saszkę i córkę Katerynę. Para kupiła dom.

- Mój brat traktował dzieci swojej ukochanej jak swoje, bo zawsze marzył o dużej rodzinie - mówi Hrystyna. - Dwa lata temu urodziła im się córka Oleńka, a potem kolejna - Ludmiła. Młodsza córeczka właśnie zaczęła mówić swoje pierwsze słowa - "mama", "tata" - dodaje.

Tragedia wielodzietnej rodziny: Najpierw znalazł w gruzach ciało swojej matki

Inwazja rosyjska zastała całą rodzinę w Łymanie. - Najpierw postanowili zostać w mieście, a kiedy zorientowali się, że muszą uciekać, nie było już takiej możliwości – opowiada Hrystyna. 

Tego okropnego dnia Jewgienij poszedł do sąsiadów, żeby naładować telefon, ponieważ oni mieli generator. W tym momencie na jego rodzinne podwórko spadły dwa pociski.

- Później Jewgienij grzebał w gruzach – opowiada Hrystyna. - Najpierw znalazł ciało matki, potem żonę, czwórkę dzieci, a na końcu ojca. Mój brat chciał pochować swoich bliskich na cmentarzu, okupanci zażądali 5000 hrywien za każde miejsce. Pieniędzy wystarczyło na pochówek tylko dla dzieci. Żenia postawił lalki na grobach swoich córek - opowiada kobieta ze łzami w oczach.

Wkrótce potem Jewgienij Kisil, jego ojciec chrzestny i pasierb zbierali drewno na opał, aby je sprzedać, bo nie mieli pieniędzy. Nieopatrznie weszli na rosyjską minę. Jewgienij i chłopiec zginęli, los trzeciego mężczyzny jest nieznany. 

Wiktoria TRUDKO