Na początku wojny nastąpił nabór chętnych do 125. Lwowskiej Brygady Obrony Terytorialnej, która miała bronić miasta przed najeźdźcą. W jej szeregi wstąpił Paweł Kałytowski. Dziś brygada walczy w jednym z gorących punktów na wschodzie Ukrainy.
- Ludzie, którzy mają rodziny, mają wielkie szczęście. Chciałbym, żebyście o tym nie zapominali - mówi Paweł Kałytowski w rozmowie z Ukrayina.pl. - Po 24 lutego moje podejście do zakładania rodziny bardzo się zmieniło. Wcześniej było mi to jakoś obojętne, ale teraz marzę o znalezieniu ukochanej dziewczyny, o wielu dzieciach. Wyobrażam sobie nawet nasz ślub w świątyni garnizonowej - dodaje.
- O kim teraz najczęściej myślę? O mojej siostrzenicy, która urodziła się nie tak dawno temu. Marzę, żeby ją zobaczyć. Myślę o mojej matce Lesi. Mamo, wrócę! Wszystko będzie dobrze! Moja mama na pewno będzie miała wnuki!
Obrońca mówi, że kiedyś marzył o przeprowadzce na Islandię, bo "to bardzo piękny kraj". Teraz jest przekonany, że nigdy nie opuści Ukrainy. Chce żyć w ojczyźnie.
- Ta wojna zmieniła też mój stosunek do języka rosyjskiego - kontynuuje Paweł Kałytowski.
- Płynnie mówię po rosyjsku, ale teraz po prostu nie mogę nawet słuchać, jak ktoś mówi w tym języku. Kiedy przejeżdżałem przez punkt kontrolny i słyszę go u naszych żołnierzy, mówiłem: "Proszę powtórzyć wszystko, co powiedziałeś, ale w normalnym języku". To jest dla mnie bardzo ważne - dodaje.
- Chciałbym prosić czytelników: nie zapominajcie, że 90 procent wojskowych, którzy walczą dziś na wojnie, to nie żołnierze zawodowi. To cywile, którzy założyli mundur i poszli bronić swojej ziemi. Szanujcie ich - apeluje Paweł.
- Życzę wszystkim, którzy to czytają, aby częściej się uśmiechali - to takie ważne! Proszę też: częściej przytulajcie dzieci i rodziców oraz dbajcie o osoby starsze - dodaje na koniec.
Ola PILISZCZUK