Kaczka: polski rząd nie chciał nas wysłuchać. Dlatego Ukraina złożyła skargę do Światowej Organizacji Handlu [WYWIAD]

Złożyliśmy skargę, dlatego że polski rząd nie chciał nas słuchać. Przedstawiliśmy propozycję, która naszym zdaniem pomogłaby uniknąć tego kryzysu. O tym w rozmowie z Ukrayina.pl mówi ukraiński wiceminister gospodarki Taras Kaczka, który odpowiada za handel i rolnictwo w resorcie. - Chcemy znaleźć kompromis. Piłka dziś jest po stronie polskiego rządu - tłumaczy minister.

Po złożeniu przez Ukrainę skargi do Światowej Organizacji Handlu (WTO) na Polskę, Węgry i Słowacje za jednostronne wprowadzenie embarga na ukraińskie zboża, strony sporu mają 60 dni na negocjacje. Strona ukraińska twierdzi, że chciała uniknąć tego kryzysu i przedstawiła polskiemu rządowi mechanizm, który miałby rozwiązać kryzys zbożowy, ale nikt się do ukraińskiej oferty na poważnie nie odniósł. Stąd jak tłumaczy ukraiński wiceminister potrzeba złożenia skargi, żeby te rozmowy stały się możliwe. O tym, czego nie mówi polski rząd w rozmowie z Ukrayina.pl mówi ukraiński wiceminister gospodarki Taras Kaczka, który odpowiada za handel i rolnictwo w ukraińskim resorcie. 

Stał się Pan w Polsce znany w czasie kryzysu zbożowego. Widział pan komentarze pod swoim wpisem o zbożu? Oskarżają tam pana o arogancję. Piszą, że jest pan bezczelny. Są też wpisy, sugerujące, że to pan jest odpowiedzialny za kryzys zbożowy. Co pan na to?

Minister Taras Kaczka: Jest mi przykro, że mój post o tym, że "dbam o wasze i nasze rolnictwo" spotkał się z takim hejtem w Polsce. Został odebrany jak żart. Nie żartowałem. Naprawdę nad tym pracuję. To nasza wspólna sprawa, którą należy załatwić. Dlatego że zdajemy sobie sprawę z tego, że rolnik w Białymstoku ma dziś podobny problem, jaki ma ukraiński rolnik w Czerkasach. Musimy im pomóc. Nasi rolnicy, podobnie jak polscy, też cierpią z powodu cen na zboże. W Polsce również jest konkurencja pomiędzy przedsiębiorstwami a rolnikami. Ludzie, którzy tego nie widzą, nic nie wiedzą o polskim rolnictwie. Ci, którzy mówią o tym, że w Ukrainie zboże jest w rękach kilku oligarchów, również nie znają się na ukraińskim rolnictwie. Mamy 50 tysięcy rolników w Ukrainie. Kończąc, Polska jest bardzo bliskim dla mnie krajem, mówię po polsku i będę walczył o porozumienie w sprawie zboża.

Jak zboże się przyczyniło do ochłodzenia relacji pomiędzy przywódcami Polski i Ukrainy?

T. Kaczka: Jestem przekonany, że między nimi jest przyjaźń. Wiem to. Tak wyglądają rozmowy pomiędzy sojusznikami. Nie zawsze są łatwe. Temat zboża nie jest kompetencją prezydentów. To zadanie naszych resortów rolnictwa. Zarówno prezydent Ukrainy jak też Polski, mają przed sobą strategiczne zadania. To ja muszę się zastanawiać nad tym, jak rozmawiać z polskim ministrem rolnictwa. Temat zboża jest małą kroplą w morzu spraw, które mamy do załatwienia. Na pewno je załatwimy.

Co pan myśli o ostatnich wypowiedziach prezydentów Ukrainy i Polski? Wypowiedź Andrzeja Dudy o tonącej Ukrainie spotkała się z falą krytyki w ogarniętym wojną kraju.

T. Kaczka: Nadużyciem było nazywanie Ukrainy tonącym, który się chwyta wszystkiego. Mam nadzieję, że prezydent Duda miał na myśli Rosję, która chce nas utopić. Nie wierzę, że powiedział, że Ukraina idzie na dno. Ukraina próbuje się ratować. Pole dla interpretacji tej wypowiedzi jest dość szerokie. Choć ja osobiście staram się odbierać jego słowa w dobrym znaczeniu. W takim sensie, że nawet jeśli będziemy tonąć, to wypłyniemy. Musimy się trzymać.

Dlaczego Ukraina złożyła skargę na Polskę do Światowej Organizacji Handlu?

T. Kaczka: Proponowaliśmy polskiemu rządowi konkretne rozwiązania. Nie wiemy, dlaczego nie chciał skorzystać z zaproponowanych przez nas narzędzi, tylko wprowadził własne ograniczenia i zakazy. Jest to dla nas zagadka. Choć się łatwo domyśleć, co spowodowało takie, a nie inne decyzje, patrząc na to, co się dzieje w Polsce przed wyborami. Polski zakaz na import ukraińskiego zboża obowiązuje od kwietnia. Tranzyt dalej działa. Utrudniło to cały proces tranzytu zbóż przez Polskę. Ponieważ wcześniej transport ten zatrzymywał się w Polsce, a potem jechał dalej do państw trzecich. Czyli najpierw był rejestrowany jako towar do importu, a potem jako towar do eksportu. Zboże szło koleją lub innym transportem. To działało sprawnie. Współpracowaliśmy z polskimi firmami. Chcieliśmy kontrolować ten import, uwzględniając interesy polskich rolników. Chcieliśmy kompromisu.

Co więc dokładnie poszło nie tak?

T. Kaczka: Wcześniej polskie ograniczenia dotyczyły tylko czterech produktów, na czym ucierpieli  ukraińscy producenci. W piątek 15 września nagle dorzucono do tego kolejne pozycje. Bez naszej wiedzy. Chodzi o mąkę pszeniczną, otręby pszenne i makuch rzepakowy. Jest to niezrozumiałe. To, w jaki sposób polski rząd postanowił uregulować tę sprawę, jest nie do przyjęcia. Tym bardziej że przedstawiliśmy propozycję, która mogła temu wszystkiemu zapobiec.

Na czym w takim razie dokładnie polega ukraińska propozycja w sprawie zboża i jak miała Polsce w pana opinii pomóc? 

T. Kaczka: Nasza propozycja polega na wprowadzeniu mechanizmu wspólnej kontroli nad procesem importu ukraińskiego zboża do Polski. To rozwiązanie w pełni zabezpiecza interes polskich rolników i daje polskiemu rządowi możliwość pełnej, wręcz ręcznej kontroli procesu importu ukraińskiego zboża do Polski. Dla nas to ważne. Polski zakaz importu jest groźny nie tylko dla Ukrainy, ale też dla Polski. Daje to zły przykład innym państwom, przyjaznym nam i nieprzyjaznym, żeby wprowadzać jednostronne zakazy i działać wbrew interesowi europejskiemu. Nie chciałbym, żeby Indonezja albo Turcja nagle zakazała importu polskich serów czy śledzi, dlatego że tak po prostu chcą.

Mleko się rozlało. Czy można było tego wszystkiego uniknąć?

T. Kaczka: Można było tego wszystkiego uniknąć, gdyby polski rząd tego chciał. Gdyby na spokojnie wysłuchał, jaką propozycję ma Ukraina. Gdyby nie wprowadzał pochopnie zakazu na import ukraińskiego zboża. Uważamy, że nasza propozycja mogłaby lepiej uchronić polskich rolników niż styl polskiego rządu, który postawił sprawę na ostrzu noża. Ta decyzja odbije się nie tylko na ukraińskich rolnikach, ale też na polskich.

Co dokładnie stało się punktem zapalnym?

T. Kaczka: Jedyny czynnik, który nie pozwala nam rozwiązać tego problemu, to podejście polskiego rządu. Polski rząd nie odniósł się do naszej propozycji, która miałaby chronić zarówno ukraińskie jak i polskie zboże. Nie odniósł się tego. Nie odpowiedział na naszą ofertę. Jeśli będzie kontynuował politykę zakazów, my odpowiemy tym samym. Piłka jest dziś po stronie polskiego rządu. Dziwi mnie, że mając w ręku dobrą propozycję, wybrał drogę eskalacji kryzysu zbożowego. Przez ostatnie 15 lat Polska i Ukraina osiągnęły wiele sukcesów we wspólnej polityce gospodarczej. Wiele nas łączy. Nasza integracja postępowała od lat. Szczerze nie rozumiem języka zakazów i ograniczeń, którym dziś posługuje się polski rząd.

Importu, jakich polskich produktów, Ukraina może zakazać w odpowiedzi na politykę polskiego rządu?

T. Kaczka: Na liście są cebula, kapusta, pomidory i jabłka. Zobaczymy.

Co się powinno teraz według Pana wydarzyć, aby ten problem zbożowy rozwiązać?

T. Kaczka: Mam nadzieję, że w najbliższych dniach, na poważnie wrócimy do tego tematu i rozwiążemy ten problem. Żeby nie dawać sobie miejsca na te wszystkie wypowiedzi, które popełniliśmy. Mówię o działaniach polskiego rządu. Nie o Polakach. Ze swojej strony nie chcę mieć za co krytykować Polski. Polacy są naszymi przyjaciółmi. Od dziesięcioleci mieszka tam wielu moich znajomych i przyjaciół. Czekam, że polska strona jednak rozpatrzy naszą propozycję i uwzględni ją. 

Dlaczego według pana zboże nas tak nagle podzieliło? Kryzys zbożowy, jak widać, negatywnie odbija się na polsko-ukraińskich relacjach.

T. Kaczka: Nie sądzę, żeby zboże zniszczyło nasze relacje. To problem techniczny, który jest do rozwiązania. Szkoda, że jest wykorzystywany politycznie przed wyborami w Polsce. Między sąsiadami, którzy mają tyle wspólnego, mogą powstawać spory czy dyskusje. To normalne. Nawet w czasie wojny mogą powstawać pytania, które wywołują niepokój. Tak się stało z tematem zboża. Jesteśmy Polsce wdzięczni za wsparcie militarne. Myślę, że Polska też jest wdzięczna Ukrainie, chociażby za migrantów zarobkowych, których obecność na polskim rynku korzystnie się odbiła na polskim PKB. Piłka dziś jest po stronie Polski. Jedyne czego chce Ukraina - to pokojowego rozwiązania tego konfliktu. Pracujemy nad poszukiwaniem rozwiązań. To paradoks. Bo kiedy polski rząd szuka ukraińskich towarów, które można zakazać, ja akurat w pocie czoła pracuje nad tym, żeby polski rolnik nie ucierpiał z powodu ukraińskiego zboża. Choć polskie zboże nie jest w centrum naszych zainteresowań gospodarczych, mamy inne bardziej atrakcyjne oferty i rynki. Po prostu chcemy ten problem rozwiązać. Pamiętajmy, że wybory w Polsce są ważne, ale destabilizacja wewnętrzna w naszych krajach może być wykorzystana przez naszego wspólnego wroga.