W ostatnich tygodniach Rosjanie intensywnie atakują Charków różnymi rodzajami broni. Rosyjski atak 22 marca całkowicie zniszczył elektrociepłownię Żmijewską. Ponad 200 tys. mieszkańców Charkowa zostało bez prądu. Obecnie energia elektryczna stopniowo wraca do charkowskich domów. Według burmistrza miasta Igora Terekhowa rosyjscy okupanci niemal codziennie atakują budynki mieszkalne, biura i infrastrukturę krytyczną. Straty w mieście szacuje się obecnie na 10 miliardów dolarów. Ukrayina.pl porozmawiała z Oleną Zhybrową, lokalną wolontariuszką. Kobieta z Charkowa wspiera potrzebujących od pierwszych dni wojny, pomaga wojskowym i dzieciom.
- Oczywiście, ludzie się boją, ale większość z nich już pogodziła się z dźwiękami, które słychać prawie każdej nocy. Wiele osób śledzi grupy w sieci Telegram, aby przynajmniej zrozumieć, który obszar miasta jest bardziej zagrożony w momencie, gdy rozlega się alarm. W ciągu dnia nie jest tak strasznie, ale mimo to, kiedy dzieci idą na spacer, obserwujesz w pobliżu, bo nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć i skąd nadleci ten cholerny pocisk. Nie mamy prawa odbierać dzieciom dzieciństwa, więc stopniowo się dostosowujemy, jeśli wcześniej można było pozwolić dziecku wychodzić samemu, to teraz nie można tego zrobić bez nadzoru.
Najstraszniej było na samym początku inwazji na pełną skalę, kiedy byliśmy prawie pod okupacją, ale dzięki Bogu nasze siły zbrojne nie wpuściły Rosjan do miasta. To było straszne, gdy ostrzał był ciągły, dzień i noc, ponieważ sąsiednie wioski były już zajęte, a Rosjanie już posuwali się przez nasze pola, to było straszne, gdy samochody były ostrzeliwane w drodze do miasta, a ja bardzo bałam się o dzieci, ponieważ było ich dużo nie tylko w naszej okolicy.
- Najbardziej narażonym obszarem miasta jest północna Saltowka, gdzie wieżowce są zniszczone, bez względu na to, jak bardzo ludzie chcą wrócić, ale nie ma dokąd. Ich budynki są roztrzaskane na kawałki. Ale wciąż są tam ludzie, którzy nie opuścili miasta od samego początku inwazji na pełną skalę, najbardziej odporni i niezłomni.
- Bardzo niewielka część mieszkańców Charkowa ukrywa się, bardziej przestrzegamy zasady 4 ścian i siedzimy w korytarzach. Bać się nie znaczy chować, bo większość najodważniejszych wychodzi na zewnątrz, na balkony, by posłuchać, jak niszczą rosyjskie drony. Gdy nasi dzielni obrońcy działają, to bardzo się cieszymy, że te drony spadły i dobrze, gdy wszyscy są bezpieczni.
- Nadal nie ma prądu, niektóre dzielnice nadal nie są zasilane, wolontariusze dostarczają gotowane jedzenie do niektórych dzielnic (projekt nazywa się "Train Kitchen"). Również ci wolontariusze wspierają Państwową Służbę Ratowniczą, która pracuje w miejscach przylotów. Ale najważniejszą rzeczą są nasi energetycy, którzy pracują prawie 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, aby zasilić wszystkie dzielnice.
Dobrze, że istnieją punkty, w których można naładować telefon, napić się gorących napojów i po prostu wspierać się nawzajem w tej samej rozmowie. Mieszkańcy Charkowa są niezłomni, bez względu na to, jak jest ciężko, zawsze wspieramy się nawzajem.