25 maja w Płocku odbyły się zawody w judo w XII Pucharze Polski Judo Masters. O tytuł mistrza walczyło ponad 150 uczestników. Ojciec Vitaliy Osmolovskyy SJ zdobył pierwsze miejsce w kategorii do 100 kilogramów. - Na moim stroju, który zakładam, jest napisane "Jezuici". Niektórzy podchodzą do mnie i z zaciekawieniem pytają, co to znaczy. Pamiętam, jak podeszły do mnie dwie osoby i poprosiły o spowiedź - mówi Vitaliy Osmolovskyy SJ w rozmowie z Ukrayina.pl.
Jest to format, w którym mogą wziąć udział także obywatele innych państw. Kiedy dowiedziałem się, że w Polsce odbędą się Otwarte Mistrzostwa Judo, przyjechałem, żeby wziąć w nich udział. Tym razem udało mi się nawet zająć pierwsze miejsce. Wcześniej byłem na Pucharze Europy w Rydze, gdzie zająłem drugie miejsce. Zacząłem trenować judo jako dziecko.
Wszystko zaczęło się jeszcze w czasach, kiedy chodziłem do szkoły. Mój ojciec zaprowadził mnie na zajęcia sekcji judo. Od tamtej pory, z pewnymi przerwami, trenuję przez całe życie. Kiedy zostałem jezuitą, trenowałem w różnych częściach świata. We Włoszech, gdzie studiowałem filozofię. W Afryce, gdzie szkoliłem miejscowych policjantów. Zajmowałem się tym przez 5 lat przed pełnowymiarową inwazją Rosji na Ukrainę. Wcześniej trenowałem też w Stanach Zjednoczonych. Ćwiczę judo wszędzie.
Przede wszystkim jest to dyscyplina. Pomaga w życiu. W trudnych chwilach. Chodzi o dyscyplinę w dobrym tego słowa znaczeniu, bo dla wielu osób to słowo ma negatywną konotację. Kiedy ćwiczę, czuję się znacznie lepiej. Podoba mi się też atmosfera, jaka panuje w środowisku sportowym. Wszyscy znamy się, a kiedy przyjeżdża się na zawody, widzimy te same twarze sportowców z różnych części świata. Daje to poczucie pewnej wspólnoty i swego rodzaju rodziny. To wspaniałe, bo mogę bez przeszkód pojechać do dowolnego kraju, wpaść do lokalnego klubu judo i tam trenować.
Na moim stroju, który zakładam do walk, widnieje napis "Jezuici". Wiele osób zwraca na to uwagę, a gdy dowiadują się, że jestem księdzem, na ich twarzach pojawia się zdziwienie. Księża zazwyczaj nie walczą i nie biorą udziału w mistrzostwach, ale zajmuję się tym zawodowo od lat. Wielu się dziwi. Zdarzają się też przypadki, że ludzie zaczynają mi opowiadać o sobie, o swoim życiu, a niektórzy nawet proszą o spowiedź. Wspaniale jest przebywać wśród ludzi i skupiać się bardziej na człowieczeństwie niż na byciu księdzem. W Kościele to często zakłóca relacje między ludźmi. Niektórzy myślą, że ksiądz wszystko wie najlepiej i jest najważniejszy. Tak nie jest. Ksiądz to przede wszystkim człowiek. W sportowym środowisku rola księdza się zmienia.
Mam nadzieję, że to się zmieni. Ta wyższość wręcz przeszkadza. Dopóki księża nie zrozumieją, że są takimi samymi ludźmi co inni, w Kościele ciekawie nie będzie.
Ukończyłem prawo w Ukrainie i nauki polityczne w Polsce. W Warszawie przeżyłem pewną wewnętrzną przemianę. Trzy razy prawie straciłem życie. Odebrałem to jako znak. Zacząłem zgłębiać swoją wiedzę o duchowości, analizować swoją przeszłość. Znalazłem klasztor jezuitów w Żytomierzu. Stamtąd pochodzę. I w ten sposób poznałem jezuitów. Mój proces poznawania siebie od tej strony trwał około trzech lat, po czym do nich dołączyłem. Generalnie nie planowałem wiązać swojego życia z religią. Wydawało mi się, że to dość nudna praca, bo przykłady tych księży, których miałem wokół siebie, były dość nudne. Nie mieli życia, nic o nich nie wiedzieliśmy. Byli też tacy, którzy urzekli mnie swoją charyzmą i misją, ale do jakiegoś momentu nawet to mnie nie przekonywało. Przekonało mnie dopiero moje życie.
Vitaliy Osmolovskyy został jezuitą w 2007 roku. Jako ojciec pomagał bezdomnym na Syberii. Następnie mieszkał chwilę w Gdyni. Przez trzy lata studiował filozofię we Włoszech. Przez rok pracował z uchodźcami we Lwowie i w Londynie. W Afryce studiował teologię i szkolił policjantów w sztukach walki. Następnie studiował w USA, gdzie ukończył seksuologię i studia kobiece, gdzie uczył się historii kobiet od starożytności do czasów współczesnych. Po czym zaczął pisać doktorat. Od początku wojny koordynował misję humanitarną dla ukraińskich uchodźców w Polsce.