Jedną ze zbrodni wojennych popełnionych przez Federację Rosyjską w Ukrainie jest nielegalna deportacja dzieci i ich adopcja przez rodziny rosyjskie. W zeszłym roku Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakazy aresztowania Prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina i Marii Lwowej-Biełowej, rosyjskiej rzeczniczki praw dziecka. Są podejrzani o udział w uprowadzeniach ukraińskich dzieci i nielegalnym przesiedlaniu ludności z okupowanych terytoriów Ukrainy do Federacji Rosyjskiej.
Dokładna liczba dzieci, które Rosjanie wywieźli z Ukrainy, nie jest znana. Według oficjalnych szacunków Biura Rzecznika Praw Człowieka Rady Najwyższej Ukrainy do Federacji Rosyjskiej nielegalnie deportowano około 20 tys. nieletnich obywateli Ukrainy. Te liczby opierają się na zgłoszeniach od rodzin, a więc rzeczywista liczba zaginionych czy porwanych dzieci może być dużo wyższa.
Ukraiński rzecznik praw obywatelskich Dmytro Lubiniec wielokrotnie podkreślał, że weryfikację tych danych komplikuje "niechęć strony rosyjskiej do przekazywania jakichkolwiek informacji o ukraińskich dzieciach bezpośrednio lub za pośrednictwem organizacji międzynarodowych". Strona rosyjska deklaruje, że na jej terytorium przebywa obecnie ponad 700 tys. ukraińskich dzieci.
Do dziś do ukraińskich domów z Rosji dzięki wysiłkom rządu w Kijowie wróciło jedynie 600 porwanych dzieci. Poinformował o tym ambasador Ukrainy w Holandii Oleksandr Karasiewicz podczas swojego wystąpienia przed Międzynarodową Komisją ds. Osób Zaginionych w Hadze.
W Rosji ukraińskim dzieciom szybko zmieniają obywatelstwo, a później są one oddawane do adopcji. W domach opieki, gdzie trafiają, są poddawane rusyfikacji i uczone hymnu rosyjskiego.
Powrotem porwanych dzieci zajmują się nie tylko ukraińskie służby czy rząd, ale również organizacje międzynarodowe i pozarządowe. Jedną z nich jest organizacja "Help People". Od początku inwazji na pełną skalę wolontariuszom udało się wywieźć z tymczasowo okupowanych terytoriów około 800 dzieci. W tym 12 dzieci, które zostały już wywiezione w głąb Federacji Rosyjskiej.
- To najtrudniejszy proces ze wszystkich, w jaki byliśmy zaangażowani - powiedział w rozmowie z Ukrayina.pl Ołeksij Woronin, szef organizacji społecznej "Help People".
W procesie poszukiwań kluczowe jest namierzenie lokalizacji dzieci. Odbywa się to poprzez różne kanały. Pomaga w tym też tzw. biały wywiad. - To są źródła dostępne w sieci, zarówno oficjalne, jak i też nieoficjalne. Pomaga nam nawet sztuczna inteligencja. Najpierw zbieramy dane, a potem łączymy kropki. W potwierdzeniu miejsca pobytu dziecka pomagają nam także wolontariusze po stronie rosyjskiej - wyjaśnia szef organizacji.
Następnie musimy sprawdzić sytuację i status tych dzieci w Rosji. Sprawdzamy, czy mają krewnych w Ukrainie. Czy mają opiekunów w Rosji, czy być może są sierotami
W poszukiwaniach bliskich dziecka "Help People" korzysta z oficjalnych danych zarówno ukraińskiej policji, jak i też innych struktur państwowych. Organizacja podpisała memorandum z Ministerstwem Reintegracji Ukrainy, a także współpracuje z Biurem Rzecznika Praw Obywatelskich przy Prezydencie Ukrainy.
Jak mówi Woronin, najtrudniejszym etapem jest przygotowanie odpowiednich dokumentów, a także poszukiwanie bezpiecznych tras, by do tych dzieci dotrzeć.
To trudny formalnie proces. Niezbędne dokumenty są przygotowywane u notariusza tak, aby były ważne na terytorium Federacji Rosyjskiej i odwrotnie, aby można było stamtąd odebrać dzieci. To długi proces. Najszybsza akcja trwała miesiąc. Najdłuższa trzy miesiące, kiedy wywieźliśmy z Rosji trzech ukraińskich braci
Ukraińsko-rosyjska granica już dawno zamieniła się we front. Proces ewakuacji dzieci zajmuje wiele tygodni. Wolontariusze wjeżdżają do Rosji z różnych kierunków i często pokonują tysiące kilometrów. Jedną z tras jest wyjazd przez Polskę na Białoruś, a dopiero stamtąd dotarcie do wybranego rosyjskiego miasta. Powrót na Ukrainę wygląda podobnie.
Właśnie dlatego ewakuacja dzieci z terytorium Rosji dużo kosztuje. Według naszego rozmówcy powrót jednego dziecka z Rosji może kosztować od czterech do 15 tys. złotych. W zależności od regionu, do którego zostało deportowane.
Są dzieci, które wywieziono do Nowosybirska. To 4 tys. kilometrów drogi w jedną i drugą stronę. I trzeba się na to przygotować. Potrzebne są pieniądze na benzynę, wyżywienie i nocleg.
Ze względów bezpieczeństwa nie można ujawnić żadnych szczegółów dotyczących powrotu dzieci. Według Ołeksija Woronina każda taka podróż jest ryzykowna i nie zawsze zakończy się sukcesem.
Dzieci powracające z deportacji różnie reagują na powrót do ojczyzny. Zdaniem Ołeksija Woronina, szefa organizacji społecznej "Help People", małe dzieci w większości nie są świadome tego, co się stało. Wiedzą, że na przykład mama na nich czeka, ale nie rozumieją, gdzie były i dlaczego tak się stało. Starsze dzieci mogą mniej więcej przeanalizować sytuację. Nasz rozmówca twierdzi, że dzieci od siódmego roku życia są w stanie zorientować się, że zostały porwane i nie są w Rosji z własnej woli.
Mówią, że robili wszystko, co im kazano, żeby nie mieć kłopotów. Często wmawiano im, że ich rodzice zmarli lub matka ich porzuciła. Dzieci opowiadają, że Rosjanie kłamali, że Ukraina przestała istnieć i dlatego muszą się uczyć rosyjskiego.
Zachowania dzieciaków po powrocie do domu są różne. - Są dzieci, które nic nie mówią. Są takie, które wyglądają na szczęśliwe. Płaczą i śmieją się na przemian. Rozumiemy, że dla każdego dziecka jest to stresujące. Dlatego natychmiast udzielana jest im pomoc psychologiczna - tłumaczy.
Organizacja pozarządowa "Help People" angażuje się także w ewakuację ludności z obszarów przyfrontowych. Łącznie wolontariusze ewakuowali już około 34 tys. osób. Wnioski z prośbą o ewakuację masowo wpływają do dziś. - Najwięcej z nich, bo około 80 proc., to wnioski od osób, które chcą opuścić okupowane miejscowości - mówi Woronin.
Ewakuacja z przyfrontowych miejscowości jest bezpłatna, a wszystkie koszty pokrywają wolontariusze. Część środków otrzymują od prywatnych darczyńców, a część pokrywają sami. - Aby pozyskać środki z funduszy, musimy być publiczni, a ze względu na naszą ryzykowną działalność nie możemy sobie na to pozwolić - wyjaśnia.
Według Woronina z każdym miesiącem coraz trudniej jest znaleźć dofinansowanie na działalność organizacji. - W połowie 2023 roku spadło wyraźnie wsparcie od darczyńców - wyznaje.
Dodaje też, że na Ukrainę dociera coraz mniej wsparcia humanitarnego, a potrzeby ludzi w kraju ogarniętym wojną z każdym dniem rosną. W Ukrainie jest zarejestrowanych blisko 7 tys. wolontariuszy, którzy w 30 proc. zapewniają zaopatrzenie dla wojska.