- W 2014 roku mój syn wstąpił do 80. brygady lotnictwa i służył w obwodzie ługańskim. Uczestniczył w najbardziej piekielnych bitwach. Bardzo ciężko przeżywał śmierć swoich braci. Kiedy przyjeżdżał do domu, spał na kolanach obok łóżka – mówi Maria Peszko. - Później wyjechał pracować do Polski. Do domu wrócił na początku epidemii koronawirusa. Jego serce pociągały sprawy wojskowe, dlatego podpisał kontrakt z ZSU na pół roku. Dostał się do oddzielnej brygady zmechanizowanej imienia króla Danyła - dodaje.
Już pod koniec lutego czekał na rotację. Jednak 24 lutego inwazja na pełną skalę zmieniła wszystko. Żołnierz bronił Ukrainy na wschodzie, brał udział w najcięższych bitwach.
- Pamiętam, jak mój syn dzwonił i mówił, że 13 marca był ciężki ostrzał i stracili bardzo dużo ludzi – na 40 żołnierzy w ich oddziale 36 zostało rannych, a 2 zabitych. Tylko dwóch pozostało bez obrażeń. To mój Iwan i jego przyjaciel Ołeksij, którzy ciągle razem dyżurowali na pozycji. Ołeksij zmarł w Niedzielę Palmową, w ramionach Iwana. Mój syn nie miał możliwości pożegnać swojego przyjaciela, ponieważ został wysłany na pozycję zerową – mówi Maria cała we łzach.
- Ostatni raz syn dzwonił w czwartek przed Wielkanocą i powiedział: "Mamo, jadę w inne miejsce i prawdopodobnie nie będzie zasięgu. Jeśli nie zadzwonię, nie martw się". A kolegom, jak się później dowiedziałam, powiedział coś jeszcze: "Nie wyjdę stąd, przygotujcie deski". - Wiedział, dokąd idzie i co się tam dzieje – dodaje kobieta.
Było to w pobliżu wsi Kateryniwka, niedaleko Popasnej. W noc wielkanocną zostali mocno ostrzelani. Mina uderzyła w blindaż, zginęło pięciu chłopców. Iwana odłamek trafił w głowę...
Jeszcze w poniedziałek byłam w Komisariacie Wojskowym i prosiłam o urlop dla niego. A we wtorek przynieśli mi zawiadomienie o śmierci.
Pani Maria zdecydowała, że ??chce uwiecznić pamięć o swoim synu. Gdy zobaczyła, jak miejscowe dzieci grają w piłkę nożną na starym, zarośniętym stadionie zrozumiała, co będzie dalej robić.
- Wiedziałam, że za śmierć syna należy mi się duża wypłata – mówi kobieta. — Ale mam emeryturę, jeżdżę do Niemiec, żeby zarobić. Uznałam więc, że za pieniądze państwa trzeba zrobić coś dobrego dla naszych dzieci - dodaje.
Pod koniec sierpnia otrzymałam pieniądze, a we wrześniu zaczęto budować nowy stadion. Przekazała 2,5 miliona hrywien. Jest tam płyta pamiątkowa poświęcona Iwanowi... To jest pamięć o nim. A dla dzieci stadion to szansa, by w przyszłości zostać mistrzami, walczyć na arenach sportowych pod ukraińską flagą. Tak jak zrobił to mój syn – na linii frontu - dodaje.
Łesia Rodina