Polscy medycy pod ostrzałem ewakuowali rannego żołnierza. "Nie zostawiamy swoich"

Polscy medycy działają w Donbasie od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Ryzykują zdrowie i życie, żeby ratować rannych ukraińskich żołnierzy. - Robimy wszystko w miarę naszych sił, by kiedyś móc spojrzeć w lustro i powiedzieć, że zachowaliśmy się, jak trzeba - mówi Damian Duda, prezes fundacji "W międzyczasie", który został ranny w czasie jednej z akcji ratunkowych.

Polscy medycy pod Zaporożem! "Nie zostawiamy swoich"

Po tygodniach spędzonych w Sołedarze i pod Bachmutem polscy medycy z fundacji "W Międzyczasie" udali się na południe Ukrainy. W tej chwili są pod Zaporożem, gdzie właśnie trwa ukraińska kontrofensywa. Według nauki o wojskowości, przy każdej ofensywie strona atakująca ponosi co najmniej trzykrotnie większe straty niż strona, która się broni. Oznacza to, że zarówno rannych, jak też zabitych po ukraińskiej stronie z każdym dniem będzie więcej. Dlatego zaporoski kierunek, który wybrali polscy medycy, nie był przypadkowy.

Jak twierdzą sami medycy, ich głównym zadaniem jest udzielanie pierwszej pomocy na polu walki. Ich praca polega na szybkim zabraniu rannego żołnierza, a następnie na zapewnieniu mu podstawowej opieki medycznej. W tym celu niezbędne jest przewiezienie rannego do stosunkowo bezpiecznego miejsca, gdzie znajdują się karetki pogotowia. Nie w każdej sytuacji w warunkach wojennych jest to możliwe. Nieraz przyszło im chować ukraińskich żołnierzy, z którymi się już zdążyli zaprzyjaźnić.

Życie na krawędzi. "Nikt nie wypłaci naszym bliskim odszkodowań, jeśli zginiemy"

Ostatnio Damian Duda opisał na Twitterze, jak wraz z kolegą przeszedł 7 kilometrów pieszo, niosąc rannego na plecach. Miejsce, w którym ratowali rannych, zostało namierzone przez Rosjan, którzy rozpoczęli ostrzał. Biegali z rannymi od okopu do okopu, żeby uniknąć śmierci. Po tym "śmiercionośnym biegu pod rosyjskim ostrzałem", jak to nazwał Duda, kilka osób zostało zabitych, a część doznała ciężkich obrażeń. Mimo to udało się w końcu ewakuować. 

Grupa polskich medyków "W międzyczasie" od początku pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę pojawia się w najbardziej gorących miejscach wzdłuż ukraińsko-rosyjskiej linii frontu. Jej prezes, ratownik medyczny Damian Duda po raz pierwszy pojawił się na ukraińskim froncie w 2014 roku. To właśnie wtedy Rosja zaczęła okupację Donbasu i anektowała Krym. Z czasem Damian zebrał grupę osób, która również chciała udzielać pomocy medycznej w strefie działań wojennych — tak powstała fundacja "W międzyczasie". Zespół polskich medyków działa charytatywnie i nie jest wspierany przez polski rząd.

"Jeśli medycy-wolontariusze zginą, polski rząd nie wypłaci odszkodowania ich rodzinom. To ich bliscy będą odpowiadać za transport ich ciał do domu" — powiedział Damian Duda w rozmowie z agencją Reutera. 

"Wszystko będzie dobrze, bracie, będziesz żył!"

Film, w którym z ust Damiana Dudy padły te słowa, obiegł wszystkie ukraińskie media. Na zdjęciach widać, jak polski ratownik stara się podnieść na duchu ciężko rannego ukraińskiego żołnierza. Wideo zostało przetłumaczone na angielski i szybko się ukazało również w zachodniej prasie. Udostępniła go również Ambasada Ukrainy w Polsce. Zrobiło się o nim głośno też w Kijowie, w kancelarii prezydenta Zełenskiego. 

Damian Duda doceniony przez Zełenskiego

Najsłynniejszy polski ratownik medyczny niespodziewanie stał się bohaterem filmu, który z okazji Dnia Konstytucji opublikował w swoich mediach społecznościowych prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Damian Duda nie krył wzruszenia

Rannych żołnierzy jest więcej niż medyków

Polscy medycy apelują o wsparcie. Nie ukrywają, że środki się kończą, a rannych jest coraz więcej. Damian Duda wyznał, że zawartość ich plecaków medycznych często kończy się godzinę po rozpoczęciu szturmu. "Często mamy kilku rannych naraz i biegamy od jednego do drugiego pod ostrzałem" - pisał na swoim Twitterze. 

Medycy z Polski zapewniają, że będą pomagać Ukraińcom tak długo, jak będzie to konieczne. "Dopóki w okopie będzie choć jeden ukraiński żołnierz, który będzie potrzebował naszej pomocy, będziemy w Ukrainie. Mamy umowę z wojskowym o pseudonimie "Bóbr", że jak tylko wygramy, wsiadamy na konie i jedziemy do supermarketu po dobry koniak, żeby to uczcić" — zapewnił Duda w rozmowie z ukraińską telewizją TSN