Ukraiński żołnierz: Rosjanie poczuli się wolni. Szli 30 metrów przede mną i myśleli, że nie otworzę ognia

Jewgenij Szorochow pochodzi z obwodu chersońskiego, zajętego obecnie przez Rosjan. Stanął w obronie Ukrainy 4 lata temu. Żołnierz i jego towarzysze odparli dziesiątki ataków i wciąż walczą z Rosjanami. - Nieraz zdawałem sobie sprawę, że mogę nie wrócić żywy do domu - mówi ukraiński obrońca w wywiadzie dla Ukrayina.pl.

Jewgenij Szorochow ze znakiem wywoławczym "Szoroch" stawił się na froncie na długo przed inwazją Rosji na pełną skalę. Mówi, że był zmotywowany, chciał bronić swoich bliskich, rodzinę, kraj. Śmierć go nie przestraszała, chociaż w tym czasie miał zaledwie 20 lat. Obecnie jest żołnierzem 79. oddzielnej brygady desantowej Sił Zbrojnych Ukrainy.

Zobacz wideo Roman Kuźniar: Polska indywidualnie nie poradziłaby sobie z Rosją ani za 3, ani za 2, ani za 5 lat

"Bywały dni, gdy Rosjanie strzelali do nas przez 22 godziny bez przerwy"

- Nieraz zdawałem sobie sprawę, że mogę nie wrócić żywy do domu. Kiedy Rosjanie nas szturmowali,  wiedziałem, że albo odeprzemy ten atak, albo pozostaje nam tylko jedno wyjście - umrzeć - mówi Jewgenij. Ponad rok żołnierze 79. oddzielnej brygady desantowej Sił Zbrojnych Ukrainy bez rotacji przebywają na gorących kierunkach frontu. "Szoroch" wspomina, że podczas jego walk we wschodniej Ukrainie jego rodzinny obwód chersoński był okupowany. Nie miał kontaktu z rodziną, dopóki jego bliskim nie udało się opuścić lewego brzegu obwodu, zajętego przez Federację Rosyjską. Rodzina wspiera Jewgenija, jest to dla niego jeden z głównych powodów, żeby się nie poddawać. - Kiedy się ożeniłem, zrozumiałem, że chcę stąd wyjść żywy - mówi żołnierz.

Według Jewgenija najtrudniejsze bitwy toczyły się w Łymanie w obwodzie donieckim, był to ciągły masowy ostrzał artyleryjski. Wspomina, że były dni, kiedy Rosjanie mogli strzelać przez 22 godziny bez przerwy.

- Największym błędem Rosjan było to, że poczuli się wolni. Być może Rosjanie, którzy tu przybywają, nie uświadomili sobie jeszcze, że wytrzemy ich z naszej ziemi. Okupanci szli swobodnie po drodze. Szli 30 metrów przede mną i myśleli, że nie otworzę ognia - mówi żołnierz ukraiński. 

- Dla mnie najstraszniejszym ostrzałem był prawdopodobnie atak bronią fosforową. Ma wysoki stopień spalania - 1200 stopni. Jeśli ta substancja trafi na ciało, nie da się jej ugasić, a człowiek płonie żywcem. Od tego pocisku szybko następuje śmierć. Rosjanie wielokrotnie rzucali w nas fosforem, na szczęście często wiał wiatr. Gasiliśmy go ziemią, ale rano nadal paliło się. Nie raz wynosiłem z pola bitwy swoich kolegów, zarówno rannych, jak i zabitych. Szczególnie trudno ewakuować ciała zabitych. Przecież był twoim kolegą, a teraz jest bez części ciała. O wiele łatwiej ratować rannych, niektórzy szli sami, a my tylko mówiliśmy, że teraz ich zaszyją, umyją i będą jak nowi - opowiada "Szoroch".

Sytuacja na froncie się komplikuje. Ukraińskim żołnierzom kończy się amunicja, a ich morale podkopują straty na polu bitwy i brak nowoczesnej broni. - Teraz widzę, że większość żołnierzy nie ma już tej wiary, która była wcześniej, chłopaki są zmęczeni. Niektórzy po walkach stają się niepełnosprawni, inni umierają na polu bitwy. My też nie jesteśmy wieczni - mówi żołnierz.