Weronika Marczuk jest producentką filmową, prawniczką, autorką książek, działaczką społeczną i prezenterką telewizyjną, która mieszka w Polsce od ponad 30 lat. Jest często nazywana "dyżurną Ukrainką" w Polsce, ze względu na duży wkład we współpracę polsko-ukraińską. Jest szefową organizacji Towarzystwo Przyjaciół Ukrainy i członkiem Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej. W wywiadzie dla Ukrayina.pl Weronika Marczuk opowiada o swojej emigracji do Polski, pojednaniu polsko-ukraińskim i o przystosowaniu się do życia w innym społeczeństwie.
Porównuję tamten czas, czyli rok 1991, do małej "eksplozji". Ale dla Ukraińców ta "eksplozja" była ogromna, ponieważ gospodarka tego kraju przestała istnieć. Oczywiście nikt nie chciał być uzależniony od Związku Radzieckiego, ale kiedy się rozpadł, wszystko, co zaoszczędzili moi rodzice, po prostu zniknęło. To było bardzo trudne. To była tragedia dla wielu rodzin i wszyscy zastanawiali się co będzie dalej. Pojawiła się okazja, żeby wyjechać. I to nie musiała być Polska, można było wyjechać do innych krajów. A to, że znalazłam się w Polsce, to był czysty przypadek. Musiałam pracować, żeby uratować rodzinę i bliskich, bo jestem jedyną córką rodziców. Nigdy wcześniej nie chciałam wyjeżdżać. Czułam się bardzo dobrze w swoim życiu. Zawsze byłam świetną uczennicą, dobrze sobie radziłam we wszystkim, tylko nie było możliwości zarobić pieniędzy. Musiałam więc ratować sytuację. Wtedy było to odważne, ale nie byłam jedyna.
Bardzo szybko zaadaptowałam się w Polsce, ponieważ uwielbiam się uczyć i szybko zaczęłam mówić po polsku. Pierwszą pracę w Polsce dostałam sześć miesięcy po przeprowadzce, później zaprosili mnie do pracy na targach, a następnie do jednej firmy. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że muszę się trochę pouczyć. Moi koledzy, nauczyciele (przed wyjazdem pracowałam w szkole) powiedzieli mi: "Marczuk, nie spiesz się z powrotem, nie ma po co się spieszyć, miejsce w szkole zawsze się znajdzie. Ale jeśli przywieziesz dyplom lub czegoś nas nauczysz, będzie to dla nas najcenniejsza rzecz".
Ale to był bardzo trudny czas... Patrzę na moją córkę i nie wyobrażam sobie, żebym wysłała ją do takich warunków. Moi rodzice nie martwili się o mnie tak bardzo, ponieważ byli przyzwyczajeni do ZSRR, jakby cały świat wyglądał w taki sposób.
Nigdy nie robiłam tego świadomie, dopiero teraz mogę wyciągnąć takie wnioski. Tak, moje cechy przywódcze bardzo mi pomogły, ponieważ moi rodzice tacy byli. To było dla mnie normalne, że zawsze robiłam coś ważnego i interesującego, a tutaj mi tego brakowało. I myślę, że pomogła mi moja szczera dusza, moja pogoda ducha, moja wieczna energia.
Tak, musiałam wiele rzeczy w sobie zmienić, dużo rzeczy w sobie przełamać. Musiałam dużo zmienić, aby stanąć na wysokości zadania, a to boli. Rozumiesz, co musisz zrobić, ale wciąż płaczesz. Jesteś zły, że nie jest tak, jak byś chciał.
Tak, nie było wielu Ukraińców, więc Polacy jeszcze mieli w większości złe nastawienie. Ale to dlatego, że większość tych, którzy przyjeżdżali, to była tak zwana "mafia", a kobiet nie traktowali poważnie. W każdym razie ambitnej młodej dziewczynie łatwo nie było. Ale nie jestem z tych, kto się poddaje. Myślę więc, że dość szybko pokazałam swoje umiejętności i ogólnie miałam dobre środowisko. Zawsze byłam z ludźmi, którzy mnie szanowali i kochali.
Teraz wojna zmieniła ten stosunek do Ukraińców. Promuję Ukrainę w Polsce od 30 lat i myślałam, że do końca życia będę starała się zmieniać mentalność i ludzkie podejście. Na przykład, rozmawiając z Polakami, zauważyłam, że teraz, mając doświadczenie z Ukraińcami, pytają o zupełnie inne rzeczy, głębsze sprawy. Dlaczego to robią? Dlaczego tego nie robią? Dlaczego wyjechali, a dlaczego nie wyjechali? Albo pytają o wojnę. Ja jestem takim tłumaczem Ukrainy w Polsce i odwrotnie. Jak jadę do Ukrainy, to wiadomo, że tam już jestem "dyżurną Polką". Bo kto inny miałby być dla nich tą osobą, jak nie ja, która mieszkam w Polsce od 32 lat. Więc wtedy w Ukrainie bardziej bronię interesów Polaków i Polski. Bo też nie mogę sobie pozwolić na obrażanie ich gdzie indziej. Więc dzisiaj moją misją jest przedstawienie i integracja naszych krajów.
Jeśli masz możliwość robienia tego, co kochasz, to nie musisz się w ogóle martwić. Polacy teraz bardzo dobrze traktują Ukraińców. Czasy, kiedy mogli nas nie lubić, minęły. Moim zdaniem nie musisz trzymać się ukraińskich zasad, powinieneś dobrze poznać polską kulturę, dużo rozmawiać z Polakami. Polecam Ukraińcom pytać Polaków o wszystko, co ich interesuje, ponieważ Polacy uwielbiają, gdy obcokrajowcy interesują się ich krajem. Konieczne jest poznanie historii Polski, wybitnych Polaków. Kiedy mówisz tylko o sobie, nigdy nie znajdziesz się w pracy ani w żadnym kręgu ludzi za granicą. Nie można mówić tylko o własnym kraju. Jeśli kogoś odwiedzamy, musimy szanować gospodarza.
Dlatego musimy zwracać uwagę na wszystkie niuanse, bo inaczej nie będzie dialogu. Jeśli chodzi o rozwój: są tu ogromne szanse. Teraz rynek w Polsce jest bardzo otwarty, Polacy rozumieją, że Ukraińcy są potrzebni. Dlatego należy wykorzystać każdą szansę, każdy darmowy kurs i się integrować. Nie ze swoimi, ale z Polakami. Bo widzę, że u naszych ludzi często wszystko jest zamknięte: te wszystkie fora dla swoich, studia dla swoich, imprezy dla swoich. Może ktoś pomyślał, że będzie tutaj krótko i nie ma sensu zanurzać się głębiej w Polskę. Ale kiedy ktoś już wie, że będzie tu mieszkał przez jakiś dłuższy czas, trzeba nadrobić zaległości. Na przykład bez języka polskiego w Polsce nic nie zrobisz, a nikt nie będzie się uczył ukraińskiego specjalnie dla ciebie.