W ubiegłym tygodniu polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zaskoczył Ukraińców wypowiedzią o możliwości powstania ukraińskiej jednostki, która mogłaby się składać z Ukraińców w wieku poborowym w Polsce. Szef MSZ stwierdził, że byłby to bezpieczniejszy sposób pomocy Ukrainie niż wysyłanie natowskiej misji szkoleniowej na jej terytorium. Te słowa, cytowane przez PAP, padły w maju w Pradze na szczycie ministrów obrony państw NATO.
Ukraińskie media szybko podchwyciły wypowiedź Radosława Sikorskiego, który w Pradze odpowiadał na pytania dziennikarzy dotyczące wysłania wojsk za wschodnią granicę. "Polska rozważyła prośbę Ukrainy o wysłaniu instruktorów na Ukrainę. Doszliśmy do wniosku, że i bezpieczniej, i wydajniej będzie wyszkolić ukraińską jednostkę złożoną z Ukraińców w Polsce, którzy podlegają wcieleniu do wojska ukraińskiego. Tak też możemy wesprzeć Ukrainę" - powiedział.
Polski minister potwierdził również, że trwają negocjacje pomiędzy Kijowem a Warszawą w sprawie dwustronnej umowy o bezpieczeństwie, o czym wcześniej w rozmowie z nami mówił ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz. "Te negocjacje idą sprawnie" - stwierdził Sikorski i dodał, że ma nadzieję na podpisanie tego dokumentu jeszcze przed szczytem NATO, który ma odbyć się w lipcu w Waszyngtonie.
Pomysł Sikorskiego w rozmowie z nami skomentował były współpracownik regionalnej jednostki Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w Kijowie Iwan Stupak, który pełni funkcję doradcy ds. bezpieczeństwa i obrony w ukraińskim parlamencie. Ukraiński ekspert wojskowy uważa, że decyzja o przeszkoleniu jednostki Ukraińców w Polsce jest zasadna i całkiem logiczna. Jak twierdzi, nie oznacza to jednak, że ci ludzie zostaną wysłani z powrotem na Ukrainę. "Podoba mi się kreatywność Polaków" - dodał.
"Przecież wiadomo, że Polacy nie wyślą nam mężczyzn w wieku wojskowym, którzy są w Polsce. Ale mogą ograniczyć im możliwość uzyskania polskich dokumentów. Myślę, że jest to całkiem możliwe na poziomie polskiego ustawodawstwa. Na przykład, aby uzyskać pozwolenie na pracę w Polsce, Ukrainiec będzie musiał przejść szkolenie wojskowe w swoim kraju. To dobry pomysł" - stwierdził Stupak.
Oczywiście nie pójdą od razu na front. Jednak może to ich zachęcić do powrotu na Ukrainę. Przy okazji, Polska organizując dla nich ćwiczenia będzie miała więcej mężczyzn pod bronią. Co może się przydać chociażby na polsko-białoruskiej granicy
Stupak podaje przykład sytuacji na granicy Polski z Białorusią jako sytuację nadzwyczajną, która może wymknąć się spod kontroli, bo jest sztucznie sterowana przez Kreml. "Nie zapominajmy też o przesmyku suwalskim" - ostrzega ekspert wojskowy.
Polacy mają na swoim terenie mężczyzn z Ukrainy, którzy nie chcą walczyć na froncie. Nie chcą służyć Ukrainie to mogą służyć Polsce. Być wsparciem czy zapleczem logistycznym dla polskiej armii
Były współpracownik SBU mówi, że w obecnych czasach wszystko jest możliwe. "Ukraińcy w wieku poborowym w Polsce lub posiadający kartę pobytu mogliby ukończyć specjalną służbę wojskową w ustalonych jednostkach w ustalonych ramach czasowych i otrzymać określone zaświadczenie, aby kontynuować życie w Polsce. Jest to jakaś opcja" - uważa.
Zapytaliśmy o zdanie prawników. Są zgodni, że jest to pomysł kontrowersyjny. Do wojska polskiego nie mogą dziś być wcielani obcokrajowcy. Aby pomysł Stupaka wdrożyć w Polsce, potrzebne by były zmiany na poziomie legislacyjnym. Według art. 109 ustawy o służbie wojskowej, która obowiązuje w Polsce, obywatele państw obcych nie podlegają obowiązkowi służby wojskowej. Chyba że obcokrajowiec uzyska polskie obywatelstwo w wieku 16 lat.
"Oczywiście jest to możliwe do zrobienia, ale byłyby to zmiany głęboko idące. Tym bardziej, że chodzi o bezpieczeństwo naszego kraju. Każdą ustawę można zmienić. Ale nie jest to łatwe, a każda zmiana musi być zgodna z naszą Konstytucją" - mówi w rozmowie z Ukrayina.pl prawnik i wolontariusz pomagający Ukraińcom w Polsce Dawid Dehnert.
Niektóre potrzeby wojska mogą zaspokoić zewnętrzne firmy. Ale agencje zewnętrzne wykonujące zamówienia dla wojska przystępują do specjalnych przetargów i muszą spełniać wymogi polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Wśród nich często jest zakaz wykonywania prac przez cudzoziemców
Prawnik podkreśla, że chodzi tu o względy bezpieczeństwa i wymienia przykład budowy fortyfikacji obronnych czy okopów, przeznaczonych dla wojska. Są to obiekty o znaczeniu strategicznym, o których nie mogą wiedzieć ani osoby trzecie, ani wrogowie. "Planami konstrukcji tych obiektów powinni dysponować jedynie osoby sprawdzone przez służby. Z faktu, że Ukraina przed wojną była zinfiltrowana przez służby rosyjskie, mogą wypływać różnego rodzaju zagrożenia" - mówi Dawid Dehnert.
Zdaniem prawnika, gdyby Ukraińców w wieku poborowym nagle zaprosili do polskiego wojska, to spora część z nich broniłaby Polski jak własnego kraju. "Twój dom jest tam, gdzie jest twoja rodzina. Dla wielu z nich Polska jest drugim domem" - mówi Dehnert. Nie wyklucza też, że każda sytuacja jest indywidualna. Jak tłumaczy, dla części Ukraińców wizja wcielenia ich do polskiego wojska mogłaby był powodem do opuszczenia Polski, powrotu do ojczyzny lub migracji dalej na Zachód.