W ciągu tysiąca dni rosyjskiej inwazji na pełną skalę Ukraina zarówno straciła część swojego terytorium, jak i odzyskała okupowane miasta oraz wsie. Według prezydenta Wołodymyra Zełenskiego około 26 proc. terytorium kraju pozostaje pod okupacją. Częściowo kontrolowane przez Rosję są obwody doniecki, ługański, zaporoski, chersoński i charkowski. Krym wciąż znajduje się pod pełną kontrolą Rosji.
Z powodu rosyjskiej agresji ponad sześć milionów ludzi opuściło Ukrainę. Część z nich znalazła schronienie za granicą, inni powrócili do swoich domów. Mimo to wiele ukraińskich miast, zwłaszcza na wschodzie, południu i północy kraju, opustoszało.
W 2021 roku Kijów liczył 3,9 miliona mieszkańców. Dziś, według władz stolicy, liczba ta niemal powróciła do poziomu sprzed wojny. To częściowo zasługa przesiedleńców wewnętrznych, którzy wybrali Kijów na swój nowy dom.
Jednak sytuacja w miastach i wsiach znajdujących się na linii frontu jest zupełnie inna. Tam życie zamarło, a w wielu miejscowościach pozostały jedynie setki, a nawet dziesiątki mieszkańców.
Przed inwazją na pełną skalę Myrnohrad w obwodzie donieckim zamieszkiwało ponad 55 tysięcy osób. Było to typowe miasto regionu, którego życie koncentrowało się wokół przemysłu węglowego. W mieście działało sześć dużych zakładów przemysłowych.
– Wszyscy się rozumieli, bo pracowali w tych samych przedsiębiorstwach lub pochodzili z rodzin górniczych. Znali ciężką pracę. Miasto zawsze tętniło życiem: dzieci wracały ze szkoły, ktoś spieszył się do pracy, odbywały się koncerty. To było zwyczajne życie w zwyczajnym ukraińskim mieście – wspomina Larysa, była mieszkanka Myrnohradu, która obecnie mieszka w Warszawie.
Wojna dotknęła Myrnohrad po 24 lutego 2022 roku. Choć przez poprzednie osiem lat panował tam względny spokój, mieszkańcy żyli z ciągłą świadomością walk toczących się kilkadziesiąt kilometrów dalej.
– Przez te osiem lat żyliśmy, można powiedzieć, spokojnie, ale gdzieś w naszych myślach zawsze była świadomość, że walki są blisko. Nie mogliśmy już wyjeżdżać do Doniecka, a ja i moja rodzina uwielbialiśmy spędzać tam weekendy. Wiele osób z Doniecka przeprowadziło się do nas, słyszeliśmy ich historie, ale nigdy nie przypuszczaliśmy, że Rosja wystąpi przeciwko naszemu domowi – wspomina Larysa, była mieszkanka miasta.
Obecnie Myrnohrad liczy zaledwie około trzech tysięcy mieszkańców. Lokalne władze organizują ewakuacje, próbując ratować mieszkańców przed nieustającymi rosyjskimi atakami. Miasto, położone kilometr od linii frontu i zaledwie 10 kilometrów od Pokrowska – areny najkrwawszych walk – jest systematycznie niszczone przez rosyjskie naloty.
Większość mieszkańców Myrnohradu to emeryci, którzy nie chcą opuszczać swoich domów mimo wojennego zagrożenia. Miasto od lat było miejscem, gdzie żyli ludzie różnych narodowości, dziś jednak wielu z nich jest zmuszonych szukać schronienia gdzie indziej.
– Przeprowadziliśmy się tutaj z Armenii w 1994 roku, aby uciec przed wojną – wspomina Nina w rozmowie z Radiem Swoboda. – Mieszkamy w Myrnohradzie od 30 lat. A teraz znów musimy uciekać przed wojną – dodaje.
Konflikt, przed którym Nina uciekła, to wojna o Górski Karabach między Armenią a Azerbejdżanem, trwająca z przerwami od 1987 roku. W 2023 roku Azerbejdżan odzyskał pełną kontrolę nad tym spornym terytorium.
Kupiańsk, położony w obwodzie charkowskim, od wieków związany był z handlem. Jego nazwa pochodzi od słowa "kupiec", co odzwierciedlało jego historyczną rolę jako ważnego ośrodka wymiany towarów. Przed inwazją na pełną skalę przez miasto przebiegał jeden z kluczowych szlaków handlowych łączących Ukrainę z Rosją.
W 2021 roku Kupiańsk liczył około 27 tysięcy mieszkańców. Dziś ich liczba spadła do zaledwie 2,5 tysiąca. Na początku inwazji na pełną skalę, 27 lutego 2022 roku, miasto zostało zajęte przez wojska rosyjskie.
Dobra komunikacja Kupiańska z Rosją, która przez lata była atutem miasta, podczas okupacji stała się przekleństwem. Rosyjskie wojsko wykorzystywało infrastrukturę do transportu sprzętu wojskowego na linię frontu. Kolej służyła także do wywozu zagrabionego ukraińskiego zboża, które Rosjanie wysyłali do swojego kraju.
W ciągu sześciu miesięcy okupacji Kupiańsk doświadczył wszystkich elementów rosyjskiej dominacji. Organizowano dystrybucję rosyjskich paszportów i książek, a także rozdawano rosyjską pomoc humanitarną. Jednocześnie dochodziło do porwań i tortur mieszkańców, którzy wyrażali proukraińskie poglądy.
Miasto zostało wyzwolone przez ukraińskie wojska we wrześniu 2022 roku. Część mieszkańców wróciła po zakończeniu okupacji, jednak Kupiańsk wciąż jest niemal pusty.
Niebezpieczeństwo ponownej okupacji wisi nad miastem. Rosyjskie wojska znajdują się zaledwie 2,5–3 kilometry od Kupiańska, a groźba kolejnych ataków jest realna.
W Kupiańsku działa kilka sklepów, ośrodków pomocy humanitarnej i apteka. Mimo to widok opustoszałego miasta robi na mieszkańcach ogromne wrażenie.
Serhij, jeden z tych, którzy pozostali w swoim rodzinnym mieście, od czasu do czasu podróżuje z żoną do Charkowa. W Kupiańsku pomaga w pochówku zmarłych krewnych swoich przyjaciół, którzy wyemigrowali za granicę. Jak sam przyznaje, nigdy wcześniej nie zajmował się takimi sprawami i nie planował, że kiedyś będzie musiał to robić.
– To mój piętnasty pogrzeb. Kiedyś wszędzie chodziłem bez obaw. Nie nosiłem kamizelki kuloodpornej, nie bałem się. Teraz mam strach. Mówią, że można się do tego przyzwyczaić, ale minęły już dwa lata i strach wciąż jest we mnie. To trudne. Boję się, gdy wychodzę z domu, ponieważ nikogo tam nie ma. Cała ulica, na której mieszkam, jest pusta. Jestem tam sam – opowiada Serhij w rozmowie z portalem Suspilne.
Miasto regularnie pada ofiarą ataków rosyjskich bomb lotniczych i dronów. Według Andrija Kanaszewycza, szefa administracji Kupiańska, wszystkie budynki administracyjne, bloki i domy w Kupiańsku są uszkodzone.
Orichiw, małe miasteczko na południu Ukrainy, kiedyś przyciągało ludzi pięknymi zabytkowymi budynkami. Przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę mieszkało tam około 14 tysięcy osób.
Obecnie w Orichowie mieszka około tysiąca osób, głównie starszych. Miasto znajduje się w strefie przygranicznej i jest jednym z miejsc najbardziej dotkniętych działaniami wojennymi.
Według lokalnych władz Orichiw został zniszczony w 95 proc. W mieście nie ocalał żaden wieżowiec ani instytucja publiczna. Prywatny sektor mieszkaniowy został poważnie uszkodzony przez ostrzał artyleryjski, a w niektórych rejonach doszczętnie zrujnowany przez naloty bombowe.
W Orichowie nie działa żaden sklep. Mieszkańcy są zmuszeni zaopatrywać się w towary na spontanicznie organizowanym rynku. W tych trudnych warunkach miasto stara się przetrwać, choć jego przyszłość pozostaje niepewna.
Ze względu na ciągłe zagrożenie atakami, mieszkańcy Orichowa zmuszeni są mieszkać w piwnicach. Codzienne życie w takich warunkach to nie tylko walka o przetrwanie, ale także walka z niepewnością i strachem, który towarzyszy mieszkańcom każdego dnia.