W Czerkasach chłopiec przyszedł na wiec w sprawie przeznaczenia środków na Siły Zbrojne Ukrainy. Na trzymanej przez siebie kartce napisał, że jego ojciec Ołeh służy w wojsku. Zdjęcie chłopca zostało opublikowane w internecie przez jednego z aktywistów, biorących udział w proteście. Sam ojciec chłopca wyraził dumę z postawy chłopca, o czym świadczy jego komentarz pod zdjęciem z protestu, który napisał tego dnia.
Mój synu, jestem z ciebie dumny
- napisał Ołeh.
Chwilę później o śmierci taty chłopca poinformowała w mediach społecznościowych jego żona Natalia. Życie Ołeha zostało przerwane nagle podczas ostrzału Rosjan w rejonie Bahmutu. W komentarzach pod zdjęciem aktywiści wspierali rodzinę Oleha, dziękując im i obiecując wyrównanie rachunków.
Natalia, żona Ołeha zostawiła komentarz pod zdjęciem, opublikowanym na swoim profilu na Instagramie, w którym poinformowała, że jej mąż i ojciec chłopca zginął 23 października podczas ostrzału w jednej z dzielnic Bahmutu. Śmierć żołnierza nastąpiła w dniu, kiedy chłopiec zbierał fundusze dla ojca.
Były deputowany Rady Miejskiej w Czerkasach, żołnierz, Jarosław Nyszczyk, również opublikował post, w którym potwierdził śmierć ojca chłopca.
Panowie rządzący, kiedy dobieracie słowa wobec tych, którzy was krytykują, wybierajcie je ostrożniej. Bo teraz nie tylko ja mam ochotę rozerwać kogoś na strzępy po zrozumieniu tego jednego wydarzenia. Za głupie, bezwstydne słowa. I piszę to teraz bardzo powściągliwie
- napisał Nyszczyk do polityków, którzy - w jego opinii - w niewłaściwy sposób zarządzają pieniędzmi.
W ostatnim czasie Ukraińcy coraz częściej wyrażają oburzenie z powodu złego zarządzania środkami budżetowymi w miastach podczas wojny. W szczególności obywatele uważają, że zamiast przeznaczać dziesiątki milionów hrywien na przykład na remonty stadionów i placów zabaw lub kosztowną dekomunizację, pieniądze te powinny zostać wykorzystane na pomoc armii. W wielu miastach odbywają się wiece i spotkania, na których ludzie domagają się zmiany sposobu zarządzania.
Przypomnijmy, historię wojskowego Hryhorija Moskalyka, pochodzącego z tymczasowo okupowanego obwodu chersońskiego. Cztery lata temu pojechał bronić Ukrainy. Żołnierz 3029. jednostki wojskowej Gwardii Narodowej Ukrainy pod pseudonimem "Mały" bronił Mariupola. Został ranny podczas walk, po których został przewieziony do Azowstalu i przeżył rosyjską niewolę.
Pamiętam tylko, że kiedy zostałem postrzelony, nie czułem żadnego bólu. Pod wpływem adrenaliny nic nie rozumiałem. Po prostu upadłem, straciłem przytomność i się ocknąłem. Leżałem tam i czekałem, aż nasi ludzie przyjdą i nas wyciągną. Ból w nogach był nie do zniesienia. Najgorsze było to, że moi towarzysze nie byli w stanie mnie wyciągnąć i leżałem około czterech godzin. Wciąż byliśmy atakowani. Nawet rosyjscy wojskowi zbliżyli się do mnie, a wtedy całe moje życie przeleciało mi przed oczami. Udawałem martwego i miałem nadzieję, że jeśli mnie zabiją, to szybko i bezboleśnie